Jedni widzą w nich
odkrycie muzyki heavy metalowej ostatniej dekady, zaś drudzy widzą
w nich klon Mercyful Fate. Na przestrzeni 10 lat dali się poznać
fanom heavy metalu jako zespół ambitny i bardzo pracowity.
Zaimponowali tym, że nie bali się pójść ścieżką
wydeptaną w latach 80 przez Mercyful Fate i że chcieli odświeżyć
to zapomnianą przez nas formułę. Mroczny klimat, przybrudzone
brzmienie, wokal o wysokim rejestrze i ostre, agresywne partie
gitarowe, które są tak poukładane i dopasowane, że powstaje
z tego bardziej złożona konstrukcja. Szwedzki band, który w
tym roku nagrał jeden ze swoich najlepszych albumów
udowadniając to jakim zespołem są i jaką muzykę prezentują. O
kim mowa? Jasne, że o Portrait. Ta Szwedzka formacja powraca po 3
latach z znakomitym „Crossroads” i można tutaj mówić
nawet o najbardziej heavy metalowym krążkiem roku 2014.
To było pewne, że
prędzej czy później nagrają album perfekcyjny, bez skaz i
to była właściwie kwestia czasu. Zespół już na debiucie
pokazał, że mają potencjał, że wiedzą co chcą grać i jak to
zaprezentować by wzbudzić ciekawość słuchacza. Dla jednych byli
i pewnie dalej są klonem Mercyful Fate i może trudno się z tym nie
zgodzić, w końcu słychać inspiracje tym właśnie zespołem.
Nawet mroczne okładka w tym klimatyczna okładka „Crossroads”
przypominają te z albumów Mercyful Fate czy płyt Kinga
Diamonda. W muzyce też pełno powiązań i podobnych rozwiązań,
ale zawsze też próbowali dać coś od siebie. Na „Crimen
Laesae Majestatis Divinae” było można uświadczyć bardziej
progresywne zacięcie, więcej złożonych kompozycji i tam zespół
pokazał, że też im zależy na tym by udowodnić, że starają się
nie tylko kontynuować to co zaczął Mercyful fate, ale też chcą
dołożyć do tego stylu coś od siebie. Przede wszystkim jaka rzecz
się rzuca gdy zestawi się te dwa zespoły, to że Mercyful Fate był
agresywniejszy, miał mroczniejszy klimat i tematyka okultystyczna
była mocno eksponowana. W przypadku Portrait można uświadczyć
jakby bardziej melodyjne granie, momentami coś z progresywnego
metalu, troszkę z doom metalu. Na „Crossroads” Portait właśnie
dał jakby więcej z siebie i słychać że nie chcieli popaść w
przeistoczenie w mało oryginalny zespół, będący kalką
Mercyful fate. Wspólnym mianownikiem obu zespołów jest
mroczna tematyka utworów, podobna konstrukcja utworów i
budowanie riffów, lecz największym podobieństwem jest dobór
wokali. Per znany z heavy metalowego Ovedrive w Portrait pokazał nie
raz, że potrafi śpiewać jak King Diamond i nie ma problemu z
śpiewaniem w takich wysokich rejestrach, a jak trzeba to potrafi
wzbudzić grozę, ale można odnieść wrażenie, że Per jest
bardziej technicznym wokalistą niż King. Tym osobom co jeszcze
przeszkadzał zbyt długie trwanie kompozycje może ucieszyć fakt,
że kapela tym razem postanowiła streścić się w krótszym
czasie, co dało zwięzłe i treściwe utwory, bez wdawania się w
jakieś dłużyzny. Większa dawka melodii i wszystko rozegrane tak,
żeby jednak poczuć też że to jest Portrait, a nie Mercyful Fate.
Krótkie intro „Liberation” buduje nastrój
i wprowadza nas w album, jednak nie jest to jakaś kalka Mercyful
Fate i można tutaj doszukać się różnych inspiracji. Dalej
mamy znacznie dłuższy utwór w postaci „At The Ghost
Gate” i tutaj tonacja i wydźwięk kompozycji nasuwa
oczywiście Mercyful Fate. Jednak jak dobrze się w słuchamy to
usłyszymy coś więcej, może nawet odrobina Black Sabbath czy Judas
Priest. Ciekawa jest to kompozycja, bo pomimo swojego mrocznego
klimatu i stonowanego tempa jest bardzo chwytliwa i zapadająca w
pamięci. Takie utwory jak ten tutaj to właściwie znak rozpoznawczy
Portrait. Kto jak kto, ale oni potrafią stworzyć intrygujący i
pomysłowy długi kawałek. Gdy usłyszałem riff „We Were
Not Alone” to od razu nasunął mi się okres NWOBHM.
Lekkie granie utrzymane w klimatach heavy metalu i hard'n heavy.
Trzeba przyznać, że David znakomicie odnalazł się w roli
gitarzysty, a przecież od roku 2012 zaczął pełnić tą funkcję.
To co wygrywa z Christianem jest godne podziwu i nie chodzi może
tyle o oryginalność, co o pomysłowość, kunszt i melodyjność.
Tak właśnie powinno się grać heavy metal. Portrait znakomicie się
bawi i to słychać choćby w „In Time”. Jest to
dynamiczny i energiczny utwór, w którym zespół
pokazuje że nie tylko wolne tonacje im w głowie. Utwór
mógłby nawet trafić na ostatni album Ovedrive. Też tutaj
zespół pokazuje melodyjne oblicze i w Mercyful Fate nie można
było uświadczyć tego typu melodii. „Black Easter”
to już typowy kawałek w stylu Mercyful Fate czy King Diamond i
nawet wokal Pera ułatwia nam zadanie jeśli chodzi o skojarzenia.
„Ageless Rites” ma z kolei najciekawsze otwarcie
jeśli chodzi o kompozycje, zaś konstrukcja utworu przypomina Judas
Priest z czasów „Defenders of The Faith” czy „Screaming
For Vengeance”. Per bardzo fajnie tutaj imituje wokal Kinga w
niższych rejestrach. Nie zabrakło też szybkiej petardy i tutaj
sprawdza się „Our Roads Must Never Cross „.
Dotarliśmy w końcu do rozbudowanego „Lily”.
Melodyjne granie w mrocznej otoczce, zbudowane w oparciu o twórczość
Black Sabbath. Wiele się tutaj dzieje i jest to jeden z najlepszych
kolosów tego zespołu, ba nawet jeśli chodzi o rok 2014.
To dopiero trzeci album
szwedzkiej formacji Portrait a już umocnili swoją pozycję w heavy
metalowym świecie. Dopracowany materiał doświadczonych muzyków
tak można by opisać „Crossroads”. Płyta utrzymana w klimatach
lat 80 z naciskiem na twórczość Mercyful fate, Black Sabbath
czy Judas Priest. Portrait na nowym albumie stara się pokazać, że
są czymś więcej niż zespołem inspirującym się Mercyful Fate i
ta sztuka poniekąd wyszła. Brakuje takich płyt ostatnio i miło,
że Szwedzi nagrali właśnie taki album z taką muzyką. Kandydat do
płyty roku i to nie jest żaden żart, tylko fakt.
Ocena: 10/10
YEAAAAH!!!Dobrze napisane Mistrzu. ;)
OdpowiedzUsuńNie rozumiem jednej rzeczy , co to znaczy że komuś nie podoba się że graja jak Mercyful fate? jeśli nie kaleczą i nie robią tego nieudolnie to co w tym złego , jest to moim zdaniem oddanie hołdu w najlepszym wydaniu , a dowodem na to jest ten właśnie album oby więcej takich \m/.
OdpowiedzUsuń