Niemiecki band, który
się zwie Victorius szybko awansował do pierwszej ligi jeśli chodzi
o power metal. Nie przez wzgląd, że reprezentują Niemiecką scenę
power metalowa, która jest bardzo silna. Nie przez to, że
jest to młody, energiczny zespół, który jest głodny
sukcesu. Nie przez, to że w ich muzyce słychać wpływy takich
gigantów jak Helloween, Edguy czy Gamma Ray. Przede wszystkim
na ten zaszczyt zasłużyli, dzięki pracowitości, pomysłowości,
talentowi. Poza tym mało, który młody band potrafi nagrać z
marszu trzy znakomite płyty utrzymane na wysokim poziomie. To nie
lada sztuka, zwłaszcza kiedy mówi o power metalu, który
w tradycyjnej formie znanej z połowy lat 90 jest rzadko spotykany.
Już swoim drugim albumem „The Awekening” dali do zrozumienia, że
power metal we krwi i wiedza jak poskromić fanów Gamma Ray,
Helloween, czy Edguy. Ten album postawił wysoko poprzeczkę
zespołowi i szczerze nie sądziłem, że są wstanie ją przebić. A
jednak nowy album zatytułowany „Dreamchaser” wydaję się
jeszcze bardziej dopieszczony. Mam wrażenie, że już brzmienie jest
mocniejsze, bardziej soczyste, bardziej mięsiste, mające prawdziwy
metalowy kop. Okładka podobnie jak i na poprzednich wydawnictwach
bardzo kolorystyczna i klimatyczna. Można dostrzec jak zespół
przywiązuję uwagę do szczegółów i dba o każdy
detal. Została przerysowana konstrukcja płyty, czyli znów
mamy krótki, zwarty materiał, który jest pozbawiony
sterylnego silenia się na długie kawałki. Mamy 11 energicznych
kawałków, oddających piękno i prawdziwą moc power metalu.
Na korzyść zespołu działa David Babin, który swoim wokalem
przypomina Kiske i Fabio Lione, czy Tobiasa Sammeta. Najwięcej dali
z siebie jednak gitarzyści, słychać że rozwijają się, że chcą
zaskakiwać i porywać swoimi motywami. Tak też jest z otwieraczem
„Twilight Skies”, który wigorem dorównuje
Dragonforce, co bardzo cieszy. Ostrzejszy riff, bardziej stonowane
tempo, więcej urozmaicenia no i szczypta promieni Gamma i mamy
kolejny hit w postaci „Day of Reckoning”. Klimaty
starego Gamma Ray i Helloween dają o sobie znać w „Dragonheart”.
Zadbano tutaj o szybkość, o dynamikę i melodyjność. Główny
riff i klawiszowe ozdobniki przywołują na myśl również
twórczość Stratovarius. Zespół potrafi pozostawić
radosny power metal, na rzecz agresywniejszego, mroczniejszego, z
nutką thrash metalu co potwierdzają w „Fireangel”.
Pod 5 mamy „Dreamchaser” i to jest kolejny przebój.
Tytułowy kawałek to taka wizytówka tej płyty i samego
zespołu. Kiedy zdaje się nam, że zespół wyczerpał
pomysłowość to nagle pojawia się rytmiczny „Battalions of
The Holy Cross” z prostym, ale jakże zapadającym riffem.
Więcej heavy metalu uświadczymy w marszowym „Blood
Alliance”. Marszowe tempo sprawia, że mamy prawdziwy
metalowy hymn, który rozgrzeje nie jeden koncert. Tytuł
„Speedracer” mówi że jest to utwór
szybki i energiczny. Tak też jest i wcale to nie dziwi. Znów
ostrzejszy i bardziej nowocześniejszy jest „Black and
white”, tak więc zespół stara się dogodzić
również fanom obecnego brzmienia power metalu. Znalazło się
też miejsce dla ballady i tutaj „Silent Symphony”
mimo swojego charakteru nie ustępuje mocy tym wcześniej wspomnianym
petardom. Choć chciałbym znaleźć wadę, przyczepić się do
czegoś, to nie mam nawet do czego. Victorius dopracował materiał i
nie pozostawił żadnych śladów zaniedbania czy fuszerki.
Efekt końcowy jest zdumiewający. Niby to wszystko już było tyle
razy w przeszłości, że życia by brakło żeby wymienić, a mimo
to album jest znakomity i wyjątkowy. Perełka w swojej kategorii.
Ocena: 9.5/10
Taka ''powtórka z rozrywki'' mało komu się zdarza.Po prostu metalowa viktoria. ;D
OdpowiedzUsuń