„Dragon Inferno” to był naprawdę udany album w wykonaniu Holy
Dragons, czyli heavy/power metalowej kapeli z Kazachstanu. Na jednej
płycie mieliśmy elementy wyjęty z twórczości Primal fear,
Cage, Judas Priest czy UDO. Wokal Alexandra Kuligana pod wieloma
względami przypomina charyzmę Seana Pecka czy Udo Dirkschneidera.
Odnajduje się w wysokich rejestrach i to one są główną
atrakcją w muzyce Holy dragons. Jeżeli chodzi o „Dragon inferno”
to na pewno imponowało dość swobodne wygrywanie riffów i
ostrych solówek na kształt tych z „Painkiller” Judas
Priest. Jednym słowem działo się sporo i można było poczuć
prawdziwą energię z tego wydawnictwa. Dlatego też z utęsknieniem
wyczekiwałem najnowszego dzieła. Na szczęście „Civilizator”
to dobra kontynuacja tego co mieliśmy na poprzednim albumie. Panowie
postanowili niczego nie zmieniać i rozwinąć pomysły z
poprzedniego krążka, co było dobrym rozwiązaniem. Kompozycje tym
razem są bardziej urozmaicone i mamy wiele ciekawych kawałków,
które pokazują jak elastyczny i pomysłowy jest Holy dragons.
Choć nie brakuje przebojów i wysokiej klasy melodii, to
jednak położono brzmienie, do tego jeszcze perkusja która
brzmi jak automat. Są to nie wybaczalne błędy, ale mimo tego Holy
Dragons nagrał kolejny dobry album, który jest wart uwagi.
Tytułowy „Civilizator” to mroczny kawałek o
technicznym zabarwieniu. Jurgen i Chris dają tutaj czadu jeśli
chodzi o partie gitarowe. Troszkę główny motyw jest
przekombinowany, ale główny wzór Holy Dragons został
zachowany. Toporny „Through the Walls of Lies” to
ukłon bardziej w stronę ostatnich płyt Udo. Zespół nawet
całkiem dobrze radzi sobie z dłuższymi utworami co potwierdza
ostrzejszy „Bat Bomb”, który nawiązuje do
twórczości Cage. Jednym z najlepszych kawałków na
płycie jest niezwykle melodyjny i lekki „Sacret Friend”,
który ma coś z starego Running Wild. Nie brakuje wpływów
„Painkiller” i to słychać w „Blossoming Sakura”,
rozpędzonym „Hawker Hurricane” czy ostrzejszym,
wręcz thrash metalowym „Stop The War”. Na płycie
jest sporo mocnych kawałków i właściwie ciężko natrafić
na jakiegoś gniota, który nijak pasuje do całości. Album
kipi energią i kontynuuje styl z „Dragon Inferno” co mnie bardzo
cieszy. Dla fanów Cage czy Judas Priest pozycja obowiązkowa.
Ocena: 8/10