piątek, 1 sierpnia 2014

ALESTORM - Sunset on the Golden Age (2014)

W przypadku płyt Alestorm wiem czego się spodziewać, co mogę dostać i raczej długo ten stan rzeczy się nie zmieni. W końcu to radosne granie będące mieszanką power metalu i folk metalu bazujące na pirackich historiach sprzedało się znakomicie. To już 4 krążki na koncie Brytyjczyków i właściwie nic się nie zmieniło. Nawet przyjście nowego członka w postaci Elliota Vernona nie odbiło się na nowym albumie „Sunset on The Golden Age”. Jedni powiedzą w tym momencie „dość”, a inni rzekną „więcej, więcej”.

Dotarliśmy właśnie do takiego momentu, gdzie muzyka Alestorm już nie zaskakuje, nie jest tak świeża, jak miało to miejsce na debiucie. Tamten album był szczery, pomysłowy i miał kopa. Kolejne albumy były jakby marną kalką tamtego wydawnictwa. Piracki klimat, duża dawka melodyjności, urozmaicony motywy nie wystarczyły. Najwidoczniej zespół sam sobie zaszkodził. Nagrał znakomity debiut, a w dodatku kurczowo się trzymają jasno określonych ram muzycznych. Może czas nieco wykroczyć poza pewne granice? Christopher to prawdziwy piracki wokalisty, który napędza całość i przesądza o atrakcyjności muzyki tej kapeli. Jednak tym razem nie udało się wszystkiego zakamuflować. Technika i wykonanie jest w porządku i problemu należy doszukiwać się w kompozycjach. Są przewidywalne, a często nawet złudnie podobne do tych zagranych w przeszłości. Taki „Wooden Leg” z prostym refren, gdzie w kółko zespół powtarza jedną frazę miało już nie raz miejsce na płytach Alestorm. Płyta o dziwo mocny wstęp. Taki mocniejszy, agresywniejszy „Walk The plank” przypomina materiał z debiutu. „Drink” promował album i w sumie to był bardzo dobry, bo to jeden z najjaśniejszych kawałków na płycie. Jest folk pełną gęba i piracka radość. Murowany hit koncertowy. Dobrze też wypada bardowy „Magnetic North”, jednak moim faworytem dość szybko stał się najdłuższy utwór na płycie, a mianowicie „1741 (the Battle of Cantagena)”. W końcu jakieś ciekawe wejście, w końcu w pełni trafiony główny motyw i melodia. Można tutaj doszukać się wpływów Running Wild czy Sabaton. Może to jest pomysł na kolejne albumy? Mam taką nadzieję. Zespół stara się grać agresywnie co potwierdza w „Surf Squid Warfare”, ale to wszystko już było i to już sto razy lepiej podane. Radosny „Quest for Ships” też brzmi znajomo i jest to raczej po prostu kolejny utwór Alestorm, który nic nie wnosi. Na uwagę zasługuje też rozbudowany i bardzo rozwinięty „Sunset of the golden age”, który trwa ponad 11 minut. Pierwszy raz zespół zabrał nas w tak epickie rejony.

Album ma dobre momenty, jest melodyjny i piracki. Jednak nic się nie zmieniło w muzyce Alestorm. W kółko dostajemy te same zmielone riffy i melodie. Jest to już nieco nużące. Może czas wprowadzić jakieś zmiany? Czas nieco odświeżyć formułę? Pewna formuła już została wyczerpana i trzeba coś z tym zrobić. Czas pokaże jak Alestorm rozwiąże ten problem.

Ocena: 5.5/10

P.s recenzja przeznaczona dla magazynu HMP

1 komentarz:

  1. Tak...z tej gąbki już więcej wody wycisnąć się nie da. Albumik na raz.

    OdpowiedzUsuń