środa, 24 lipca 2024

WITCHUNTERS - Time is Running (2024)


 Nazwa Witchunters nic mi nie mówiła, ale po "Time is Running " sięgnąłem, bo okładka mi wpadła w oko. Chciałem poznać zawartość i dowiedzieć się co kryje ta okładka. Obstawiałem power metal, a dostałem tak naprawdę płytę, w której dominuje melodyjny heavy metal i hard rock. Jakieś echa power metalu można w małych ilościach wyłapać. Co warto wiedzieć, to że jest to drugi album tej formacji, której początki sięgają lat 80. Nie oni pierwsi, ani nie ostatni powracają ze świata zmarłych. Powrót dobry, ale na kolana nie powalił.

Z tej płyty wyniosłem przede wszystkim udany popis wokalny Marcello Monti, który ma podobny styl śpiewania do Tobiasa sammeta. Pasuje do tej mieszanki stylistycznej i nadaje całości klimatu i przebojowości. Z kolei Miguel Ramirez robi wszystko co w jego mocy, aby było gitarowo, rytmicznie, a przede wszystkim melodyjnie. Ma swoje udane momenty, ale całościowo brakuje pomysłów na cały materiał i czasami odpowiedniego wykończenia.

Na które kawałki warto zwrócić uwagę?  Otwierający "Forever Young" to perełka, w której słychać właśnie pewne echa Power metalu. Przepiękny jest refren i ten zapadający w pamięci motyw gitarowy. Tytułowy "Time is running" to udana mieszanka hard rocka, melodyjnego metalu i choć wdziera się komercja to brzmi to solidnie. Rockowe granie dostajemy w "always' i zaczyna dominować komercja i takie granie na pograniczu popu. Singlowy "Lilith" to kolejny pozytywny kawałek na tej płycie i w takiej konwencji wypadają najlepiej. Zamykający "i will burn" to miły hard rock z pomysłową melodią i nieco romantycznym feelingiem.

Ta płyta ma piękną okładkę i dobry start, jednak to byłoby na tyle. Umiejętności są, pomysł na stylistykę też, ale brakuje doszlifowania, pomysłów na cały materiał. Szkoda.

Ocena: 5/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz