Nie zauważalnie w 2007
roku narodził się na ziemi belgijskiej zespół Horacle,
który należy do tych kapel, które chce grać heavy/
speed metal i to na światowym poziomie, nie kryjąc swoich zamiłowań
do takich kapel jak Crossfire, czy Killer znane z wytwórni
Mausoleum, a także takich kapel jak Liege Lord, Blind Guardian,
Helloween czy Iron Maiden. Po kilku roszadach ukształtował się
skład który pozwolił zarejestrować w końcu pierwszy mini
album w postaci „Horacle”, który ujrzał światło
dzienne w 2011 roku.
Kapela nie zrobiła
ogromne szumu,ani wzrosło jakieś większe zainteresowania wokół
samego zespołu, a to trochę przykre, zwłaszcza że muzycznie nie
wypadają wcale gorzej od tych bardziej doświadczonych kapel i choć
zespół wydał tylko mini album to już na podstawie jego
można stwierdzić, że Horacle zna się na swojej robocie i gra na
wysokim poziomie. Z czego wynika to? Zgrany zespół,
pomysłowość które przejawia się w kompozycjach i w
aranżacjach, przebojowość, która nadaję całości
atrakcyjności, dopracowanie, dbałość o szczegóły, czy też
w końcu sami muzycy, którzy dobitnie starają się przekonać
słuchacza, że drzemie w nich potencjał i że stać ich na więcej
niż tylko wtórne, przesycone latami 80 heavy/ speed metal.
Jednak mimo oparcie swojego stylu na sprawdzonych patentach, na
prostych patentach, dynamicznej sekcji rytmicznej, przesyconej heavy
metalem lat 80, w tym NWOBHM, na ostrych partiach gitarowych
wygrywany przez Dyno i Davida, którzy skupiają się na
melodyjności i dynamice, a wszystko świetnie współgra z
wokalem Terry'ego Fire'a, który brzmi jak rasowy wokalista z
lat 80. Jak na debiutanckie dzieło to trzeba przyznać, zespół
wykreował mocne i dopracowane brzmienie, co zresztą przejawia się
w 4 kompozycjach, które znalazły się na płycie. Zacznę od
przebojowego „To Face The Fire” który nasuwa
stare zespoły typu Crossfire czy Killer, a także Iron Maiden
zwłaszcza kiedy wsłucha się w ową galopadą. Utwór śmiało
można określić mianem przeboju. „Disturbing The Light”
utrzymany jest w podobnych klimatach, z tym że jest szybciej, jest
większe urozmaicenie, bardziej wyraźna gra basisty L. Sabathana. O
dziwo kapela nie pozostawia słuchacza na pastwę znudzenia i stara
się wybrać nawet w rejony true metalu w stylu Manowar co słychać
w takim rytmicznym „Blaze”. Jednak co przykuwa
uwagę to ponad 10 minutowy „A Scream of Glory” w
którym dzieje się sporo i zespół daje upust swojej
pomysłowości i składa hołd jakby Iron Maiden, który słynie
z takich kolosów.
Taki krótki mini
album trwający około 10 minut, a tyle radości. Zachwyca
naturalność, dopracowane kompozycje, które kipią energią,
przebojowością i wykonaniem i choć kapela nie gra niczego
oryginalnego, to jednak potrafią zrobić bardzo pozytywne wrażenie.
Pozycja obowiązkowa dla maniaków heavy/speed metalu w stylu
lat 80 z wyraźnymi wpływami Iron Maiden.
Ocena: 8/10
P.s Recenzja przeznaczona dla magazynu HMP
P.s Recenzja przeznaczona dla magazynu HMP