Kiedy
patrzy się na okładkę najnowszego albumu Baltimor zatytułowanego
„Eepos” to na myśl przychodzą wydawnictwa black metalowe czy
death metalowe. Jednak ten fiński band, który zadebiutował w
2014 r specjalizuje się w heavy/speed metalu. Co ich wyróżnia
na tle innych kapel to bez wątpienia mroczniejszy klimat, a także
nutka hard rocka, NWOBHM czy wreszcie stoner rocka. Trzeba przyznać,
że mamy wybuchową stylistykę, która sprawdza się. „Eepos”
na pewno zaskoczy nie jednego fana klasycznych dźwięków, a
płyta robi spore wrażenia. Wszystko przez przemyślany i dynamiczny
materiał, który potrafi oczarować przebojowością i dużą
dawką melodyjności. Nie brakuje hitów i pomysłowych riffów.
Charyzmatyczny wokalista i zgrani gitarzyści sprawiają, że
Baltimor nie da się pomylić z innym bandem. Już pierwsze dwa
kawałki tj „In Helen” i „Night time
remblers” pokazują jak utalentowany jest zespół i
jak ogromny na ich muzykę miały lata 70 i 80. Jest klasycznie, jest
mrocznie i przebojowo. Echa hard rocka i NWOBHM można usłyszeć w
rytmicznym „Marauder”. Z kolei w ostrzejszym
„Hearse man” można doszukać się elementów
stricte thrash metalowych czy power metalowych i jest to jeden z
moich ulubionych kompozycji na płycie. Muzyka Iron Maiden też dała
się we znaki Baltimor i to słychać w rozpędzonym i melodyjnym
„Hell in a Cell”. Płyta jest bardzo równa,
bardzo zadziorna i nie zwykle dynamiczna. Każdy utwór to
prawdziwka perełka i tytułowy „eepos” potrafi
urzec bojowym charakterem i epickością. „The crusher”
też jest pełen speed/thrash metalowego łojenia i to robi ogromne
wrażenie. Całość zamyka bardziej złożony i marszowy „Heavy
metal shit”, który zabiera nas do świata Black
Sabbath. Nie ma słabych punktów i właściwie każdy element
jest tutaj ważny i kluczowy. Album jest wypakowany hitami, mocnymi
riffami, a klasyczne patenty sprawiają, że całość jest jeszcze
bardziej autentyczna. Jedna z najmilszych niespodzianek roku
2017.
Ocena: 9.5/10
Ocena: 9.5/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz