10 lat czekania i w końcu pojawił się nowy krążek fińskiej formacji Leverage. Jest nowy skład, nowa jakość i zmieniony styl, jednak jest to już nieco inna muzyka. "Circus Colossus" to był płyta w której dominował melodyjny metal z domieszką power metalu w prawdziwym fińskim wydaniu. Było pełno nawiązań do Stratovarius, Sonata Arctica, excalion czy Celesty. Ta płyta miła w odsłuchu i była jednym z ich największych osiągnięć. "Determinus" to płyta, która pokazuje band w nieco innym świetle. Jest to płyta, w której zespół próbuje nieco eksperymentować ze swoim stylem. Mamy mieszankę progresywnego metalu, melodyjnego metalu czy heavy metalu. Brakuje elementów power metalu i brakuje kopa. Ta płyta jest nijaka. Band nie potrafi zdecydować się w którym kierunku chce pójść. Co z tego, że nowy wokalista Kimmo Blom sprawdza się w takim graniu i ma do tego talent, skoro zawodzi materiał. W zespole jest też nowy gitarzysta Mikko, który za wiele nie wnosi do zespołu. Okładka zwiastuje mroczny, wręcz doom metalowy album. Może i mrocznie jest na tym albumie, ale brakuje tutaj ciekawych melodii czy przebojowości. Echa starego stylu Leverage pojawiają się w otwierającym "Burn love burn", który jest niezwykłe melodyjny i pełen rożnych smaczków. Szokuje folkowy "Wind of Morrigan", choć tutaj jakby więcej rocka i nie byłoby to złe gdyby nie fakt, że oczekuje czegoś innego od tej formacji. Mocny riff w "Tiger" to jeden z ciekawszych momentów na płycie. Progresywne elementy w "Mephisticrate" są nawet pomysłowe, ale całościowo wypada to średnio. Rockowy "Heavens no place for us" pokazuje jak band wykorzystuje całkiem udanie patenty Deep purple. W podobnym klimacie mamy mroczniejszy "Rollerball". Do udanych kompozycji można dodać rozpędzony "Troy". Troszkę za dużo chaosu i za mało tutaj konkretów. Brakuje przebojowości i tej mocy z poprzednich płyt. 10 lat czekania i dostałem w efekcie średniej klasy album, który nie ma szans zagościć na dłużej w moim sercu.
Ocena: 5/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz