niedziela, 30 stycznia 2022
RECKLESS LOVE - Turborider (2022)
Reckless Love to rozpoznawalny band w kategorii glam metalu czy sleazy rocka. Każdy kto kocha muzykę pokroju motley crue, kissin dynamite czy steel panther ten powinien kojarzyć ten doświadczony band. Panowie istnieją od 2001r i mają swój styl i swoich fanów. Najnowsze dzieło "Turborider" ma się ukazać 25 lutego tego roku.
Gitarzysta Pepe i wokalista Oli Hermann to dwie kluczowe postacie w zespole. Bez nich ten band nie robiłby takiej furory. Panowie mają talent i tego nie podważam, jednak coś nie do końca mi pasuje z nowym albumem. Reckless Love postanowił połączyć pop rock Lat 80 z glam metalem i syntezatorami, czy elektronicznymi wstawkami. Wyszedł dość oryginalny styl i nawet jest w tym pomysłowość. Mało w tym metalu i jak dla mnie granica została przekroczona. Płyta ma swój klimat i plus spory za to, że przypomina soundtrack do filmu "Tron: dziedzictwo". Okładka daje jasny sygnał, że dostajemy płytę skierowaną do młodego pokolenia słuchaczy.
Z pewnością fani "Turbo" Judas Priest, Beast in black dostrzegą zalety otwierającego "Turborider". Nie powiem otwieracz robi dobrą robotę. Mocny krzyk wokalisty i ciekawy główny motyw i całość ładnie się spina. Elektroniczny, pełen syntezatorów styl otacza nas z każdej strony. Brawo za oryginalność. Kawałki typu "Outrun" to już kierunek komercyjny i w radiu znalazło się by miejsce na tego typu utwory. Oprócz otwieracza można pochwalić Reckless love za agresywniejszy ""Bark at the moon", który również momentami ociera się o dokonania Judas Priest. Kiedy słucham "Like a Cobra" czy "Prodigal Son" to od razu przychodzi mi na myśl Def Leppard, Depeche mode ale też Ultravox.
"Turborider" to płyta skierowana do słuchaczy młodego pokolenia, do fanów gier komputerowych, pop synthu, glam rocka i zespołów w klimatach beast in black.Był ciekawy pomysł, ale jakoś realizacji mnie totalnie nie przekonała. Każdy musi sam się przekonać, czy ta płyta jest dla niego. Ja już wiem, że to nie moje klimaty.
Ocena: 3/10
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Płyt w nowym roku zatrzęsienie, a tu jeszcze remanencik z grudnia 2021, ukraiński Defiant wpadł w moje słuchawki, wirtuozersko zagrana i porywająco zaśpiewana No More Pain. Tylko 8, a właściwie 7 kawałków, ale jakich !
OdpowiedzUsuńCo tfukraińskie to chujowe, poza tym jebać encyklopedię metalu bo to śmieć, essunia
Usuń12.06 i już napier.... ? Pożal się Boże, no pożal...
UsuńPedały.
OdpowiedzUsuńJasiu, ja nie wiedziałem... takie jak Rob Halford, czy bardziej takie jak Piasek ?
OdpowiedzUsuń