poniedziałek, 29 stycznia 2024
COBRAKILL - Serpent's Kiss (2024)
Debiut niemieckiego Cobrakill nie rzucił mnie na kolana i czas sprawdzić, czy drugi album jest w stanie zmienić moje nijakie podejście do tej formacji. Skład i stylistyka bez zmian. W dalszym ciagu jest to mieszanka heavy metalu i hard rocka. Pytanie czy "Serpent;s Kiss", który ukazał się po 2 letniej przerwie jest ciekawszym krążkiem niż debiut.
Mocnym atutem kapeli jest charyzmatyczny wokalista, który idealnie pasuje do takiej stylistyki na pogranicza hard rocka i heavy metalu. Gdzieś tam słychać echa Dokken, Motley crue, czy Def Leppard. Słychać to choćby "Razor Blade" i to taki hard rock z domieszką glam metalu. Mamy też przebojowy "torture Me", gdzie znów ulatuje hard rockowy feeling. Warto pochwalić za rozpędzony i heavy metalowy "Velvet Snakeskin", gdzie band pokazuje pazur i powinno być więcej tego typu kawałków. Imponuje również marszowy "Ride My Rocket", który nada się na koncerty i rozgrzanie publiki. Najlepsze z tego wszystkiego okazał się otwierający "Above the law", który dawał na coś lepszego niż średniej jakości album, gdzie trafia się dużo wypełniaczy.
47 muzyki z "Serpents Kiss" to trochę męczarnia, bo album nie jest równy i za mało tutaj hitów typu "Above The Law", które pokazują, że w tej kapel drzemie potencjał. Póki co panowie błądzą w rejonach glam hard rocka i metalu. Nie byłoby to złe, gdyby pomysły i wykonanie były trafione i przemyślane. Moja nastawienie jednak do muzyki Cobrakill nie zmienia się. To wciąż średniej jakości muzyka, która przepada na tle lepszych, ciekawszych płyt.
Ocena: 5/10
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz