Nie
mam nic przeciwko nowoczesnemu thrash metalowi, ale nowy album
amerykańskiego 44 Mag w żaden sposób do mnie nie trafia. Co
ciekawe kapela nie należy do żółtodziobów, bowiem
istnieją od 1998 roku i mają na koncie jeden album, ale nie
przedkłada się to na jakość prezentowanej muzyki. Po 6 latach
zespół powraca z nowy wydawnictwem i „Outlaw Psychosis”
został przez wielu nie zauważony. Czy słusznie?
Nie
da się ukryć, że tak. Nie każdego musi kręcić thrash metal z
punkowym pazurem i osadzony w nowoczesnej stylizacji. Słuchając
nowego wydawnictwa można wytknąć sporo błędów.
Niedopracowane brzmienie, które jest takie nijakie i bez
wyrazu, chaotyczne aranżacje, brak wyrazistych kawałków,
które napędzały by całość oraz styl śpiewania Jareda. To
wszystko wpływa na poziom muzyki i jakość zawartej muzyki. Jared
jest mało charyzmatycznym wokalistą, który nie sprawdza się
jako wokalista i to jest jeden z największym minusów. O ile
sekcja rytmiczna dobrze sobie radzi w takich petardach jak „Brain
Douche” czy „Hands Of misery”, o tyle
partie gitarowe już są bez emocji, bez ognia i bez pomysłu. Pat i
Josh poszli jakby na łatwiznę i nie włożyli w to więcej wysiłku,
a szkoda bo mogło to brzmieć znacznie ciekawej. Skąd wiem że
mogło być lepiej? A choćby po takim melodyjnym „Mr. Rock;n
Roll”. Bardziej rockowy „Leviathan Smiled”
czy reprezentujący bardziej nowoczesny metal „Overdose”
pokazują jak zespół nie radzi sobie z aranżacjami i jak
daleka przed nimi droga w opracowaniu dobrych kompozycji.
Płyta
dla tych co mają nadmiar czasu i nie wiedzą jak go zabić, albo dla
tych co są zdesperowani i nie wiedzą co słuchać w wolnym czasie.
Muzyka 44 Mag zaprezentowana na nowym albumie jest niskich lotów
i można sobie odpuścić.
Ocena:
2/10
P.s
Podziękowania dla Vlada Nowajczyka za udostępnienie materiału
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz