Val
Alessandro Conti to wysokiej rangi wokalista i jego nazwisko jest rozpoznawalne w power metalowym światku. Jest znany z występów u boku Luca Turilliego czy Trick or treat i to on właśnie zasilił skład szwedzkiego Twilight Force. To sprawia, że kapela jeszcze bardziej brzmi jak Rhapsody of Fire czy Pathfinder i to spory atut tej kapeli. W tym roku band wydaje swój trzeci album i "Dawn of the dragonstar" to album poważniejszy, jakby bardziej epicki. Rozmach, podniosłe chórki, orkiestrowe ozdobniki czy klimat fantasy odgrywają tutaj główną rolę. Alessandro to odpowiedni człowiek by swoim głosem wprowadzić nas do świata Twilight Force.
Słuchając płyty odnoszę wrażenie, że gitarzyści są jakby przytłoczenie i są na dalszym planie. Na pierwszy plan wysuwa się fenomenalny głos Alessandro, który buduje napięcie i znakomicie tworzy tą otoczkę fantasy. Coś pięknego i doświadczenie robi swoje. Epickość, podniosłość, rozmach w aranżacjach i wiele innych smaczków to jest to co jest ponad gitarami. Jeśli ktoś szuka agresji, power metalowych galopad ten może sobie odpuścić. Jednak jeśli lubicie muzykę pokroju Rhapsody i lubicie klimatyczny power metal z dużą dawką fantasy to z pewnością jest to płyta dla Was.
Brzmienie to kontynuacja brzmienia z poprzednich płyt i dobrze spisuje się przy tego typu muzyce. Płytę otwiera "Dawn of dragonstar", który jest szybki, majestatyczny i jest pięknym hołdem dla wczesnego Rhapsody. Alessandro tutaj wymiata i pokazuje jak świetnym wokalistą jest. Mamy też szybki, podniosły i pełen fantasy "Thundersword". Tym razem dominuje słodka melodia i taki słodszy klimat. Wciąż jest to wartościowe granie. Kto lubi klimat baśni, power metal w stylu Trick or Treat ten może polubić "Long live The King"czy rozpędzony "Winds of Wisdom", w którym wpleciono orkiestrowe patenty. Nie brakuje ciekawych melodii i przebojowości na płycie, a najlepszym tego przykładem jest bombastyczny "Valley of the Vale". To kompozycja, która zabiera nas do najlepszych lat Rhapsody czy Helloween. Dużo patosu i epickości jest w "Night of Winterlight". Najciekawiej wypada rozbudowany kolos "Blade of immortal Steel". Ta kompozycja to piękna wycieczka do świata magii i fantasy.
Ciężko ocenić ten album. Z jednej strony mamy przykładny epicki, symfoniczny power metal w klimatach fantasy. Prawdziwa gratka dla fanów Rhapsody. Jednak można odnieść wrażenie, że to właśnie patos, ten rozmach i epickość grają pierwsze skrzypce, a aspekty stricte metalowe jak partie gitarowe schodzą na dalszy plan. Mimo wszystko jest to płyta godna uwagi.
Ocena: 8/10
To już za tydzień xd
OdpowiedzUsuńPierwszy odsłuch i wrażenia dobre . Fakt klimat fantasy słychać od razu. Ja jakoś nie jestem zwolennikiem tego że wokal ma grać pierwsze skrzypce i mi to właśnie nie przypadło do gustu.Ale muzyka klimat jest okej.
OdpowiedzUsuńPłyta naprawdę zacna, aczkolwiek wolałem poprzedniego frontmana, (który obecnie śpiewa w NorthTale) i według mnie z nim ta płyta była by jeszcze lepsza.
OdpowiedzUsuńSTEFAN PISZE 10/10 po 1 przesłuchaniu:). Wymiatają i tyle. Dobrze zastąpili PATHFINDERA. Aż miło posłuchać, tysiące melodii i coś się dzieje-tego mi brakowało. Mocny konkurent dla ,,nowej'' Rhapsody of fire.Podobieństwo wokalu do Prometheusa-Luci Turilli po prostu mnie urzekło.
OdpowiedzUsuńTo ten sam wokalista☺
OdpowiedzUsuńWiem i dlatego o tym wspomniałem:) bo to naprawdę wybitny głos. O podobieństwie napisałem w kwestii Fabio Lione ten też kiedyś był rewelacyjny a udzielał się wszędzie-od Rhapsody do Angry. Oby tu się nie powtórzyło. To ja STEFAN :)
OdpowiedzUsuńBardzo fajny sympho power.Conti daje radę.
OdpowiedzUsuńMi się podoba. Epicka płyta
OdpowiedzUsuń