czwartek, 29 września 2022
DRAGONLAND - The power of the nightstar (2022)
11 lat przerwy to kawał czasu i wiele może się zdarzyć. Szwedzki Dragonland tyle kazał czekać swoim fanom na następce "Under The Grey Banner". Band mimo upływu czasu dalej tworzy power metal, w którym doszukać można się elementów progresywnych czy symfonicznych. "The power of the nightstar" to kolejny album rozpoznawalnego Dragonland, ale płyta nie ma szans powalić świat na kolana.
Okładka zwiastowała coś niesamowitego, bo jej klimat i styl w jakim została zrobiona zachęcała by sięgnąć po nowe wydawnictwo. Szkoda, że zawartość już takiego wrażenia nie robi.Materiał strasznie długi, bo ponad godzinę trwania. To nie jedyny problem. Płyta jest strasznie nie równa. Pojawiają się kompozycje ciekawe i wciągające, ale są też momenty nudne i zagrane na siłę. Patrząc na muzyków, to każdy zna się na swojej robocie. Wokalista Jonas Heidgert to rzeczywiście utalentowany wokalista, który potrafi czarować. Szkoda, że zbytnio nie ma do czego. Z kolei gitarzysta Olaf Morck dwoi się i troi, żeby partie gitarowe były pełne dynamiki, pazura i melodyjności. No nie wszystko wyszło idealnie. Czasami progresywność przyćmiewa to co piękne w power metalu. Tak jest choćby w "Calestial Squadron". Nie do końca przemawia do mnie nijaki " A light in the dark". Niby jest nowocześnie, niby jest klimat, ale jakoś czegoś brakuje. Killerem bez wątpienia jest "Flight from destruction" i na takie perełki zawsze warto czekać. Power metal pełną gębą. Stonowany "A scattering of darkness" wyróżnia się finezyjnymi solówkami i ciekawymi aranżacjami. Warty wyróżnienia też jest tytułowy "The power of the nightstar", który potrafi zaskoczyć szybkim tempem i mocnym riffem. Kolejna perełka na płycie. Nie przekonuje mnie 9 minutowy kolos zatytułowany "Journey's end", który na siłę jest rozciągnięty i nie wiele wnosi do zawartości. Dałoby się go bez problemu z krócić o kilka minut.
Przez 11 lat można było stworzyć naprawdę coś wyjątkowego, coś co by poruszyło fana power metalu. Ten album jest długi, momentami nudny i jedynie czasami trafi się coś godnego zapamiętania. Zmarnowano potencjał, a przede wszystkim szansę by powrócić w wielkim stylu. Płytę można raczej potraktować jako ciekawostkę.
Ocena: 5.5/10
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz