piątek, 6 stycznia 2023
SONS OF CULT - Back To the Beginning (2023)
Krążą pogłoski, że hiszpański Sons of Cult gra rasowy heavy metal, który czerpie garściami od najlepszych i tym samym jest miłym hołdem dla heavy metalu z lat 80. Postanowiłem to zweryfikować, czy faktycznie jest tak jak mówią, czy to tylko słowa rzucone na wiatr. Band działa od 2020r i właśnie w tym roku postanowił wydać swój debiutancki album "Back To the beginning".
Okładka nie wiele zdradza, a nawet troszkę potrafi zmylić swoim epickim, czy rycerskim charakterem. Band w swojej muzyce faktycznie czerpie garściami z lat 70 czy 80 i stawiają na proste i dość ponure motywy. Niestety styl grupy nie odpowiada mi i nawet liczba odsłuchów tego nie zmieniła. W czym tkwi problem? Heavy metal powinien być pełen energii, pasji, pazura i drapieżności i ciekawych motywów gitarowych. Nie wspomnę o przebojowości czy ciekawych melodiach. Sons of Cult zawodzi na każdej płaszczyźnie. Na dokładkę mamy jeszcze specyficzny wokal Jaume Vilanova, który jest jakiś taki ospały. Momentami brzmi jak Ozzy, ale to jeszcze nie powód by skakać z radości.
Słuchając płyty ciężko wyróżnić jakiś kawałek, pochwalić za jakąś kompozycję. Otwierający "Fighters" zdradza co tak naprawdę nas czeka. Stonowany i nijaki heavy metal, który nie ma czym zachwycić. "Fake" ma nieco hard rockowy feeling, ale wciąż jest to granie na niskim poziomie. Ciężko pochwalić za coś. Troszkę ciekawszy w swojej aranżacji jest "Always", który przemyca bardziej chwytliwe rozwiązania. Kilka progresywnych elementów uświadczymy w "I dont care", no i jest jeszcze cover MSG w postaci "Desert Song", ale to też nie zmienia jakości tej płyty.
Wszystko poszło nie tak, a Sons of Cult niestety prezentuje się jako nijaki band, który nie ma nic ciekawego do zaoferowania. Kapel grających heavy metal w klimatach lat 80 jest pełno i naprawdę jest w czym wybierać. Sons of Cult ginie w gąszczy o wiele ciekawszych kapel grających podobną muzykę.
Ocena: 3/10
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Słabiutki początek nowego roku ( Sons of Cult ), oby na szczęście... Ciągle jednak poprzedni, 2022 rok zaskakuje, bo nie wiem jak przegapiłem Blizzard Hunter, a wiem, że byłaby to, i jest moja ścisła czołówka płyt tamtego roku.
OdpowiedzUsuń