5
lat przyszło czekać fanom fińskiego Brymir na nowy album. Warto
było jednak czekać na drugi album tej formacji, która
specjalizuje się w graniu melodyjnego death metalu z domieszką
symfonicznego metalu czy pagan metalu. Działają od 2006 roku i
przez te 10 lat wypracowali swój styl, swoją jakość dlatego
nie było obaw co do poziomu „Slayer of Gods”. To co znajdziemy
na tej płycie to kawał dobrej muzyki, która z jednej strony
dostarcza nam ostre, rozpędzone utwory przesycone death metalem.
Jednak nie brakuje też bardziej melodyjnych kompozycji, czy też
takich bardziej podniosłych i przesyconych symfonicznymi patentami.
Jest w czym wybierać i nie ma mowy tutaj o rutynie. Na plus na pewno
warto zaliczyć klimatyczną i z ciekawymi detalami okładkę
frontową czy wreszcie samo brzmienie. Postawiono w tym elemencie na
moc i wyrazistość dźwięków. Fanatycy nie będą zawiedzeni
w tym elemencie. Joona i Sean stworzyli zgrany duet gitarowy, który
stawia na energię i chwytliwość. To słychać od samego początku.
„For Those Who Died”,
gdzie położono nacisk na szybkość i dynamikę. Ten wariant
sprawdza się. Z kolei „Risen”
urzekł mnie symfonicznym charakterem i wpływami Rhapsody. Gdzieś
ten duch power metalu jest wyczuwalny. Mocna rzecz. Więcej death
metalu i mroku można uświadczyć w energicznym „The
Black Hammer”.
Co ciekawe najdłuższym utworem na płycie jest 8 minutowy „Slayer
of Gods”,
który przemyca już te wszystkie charakterystyczne elementy
Brymir. Jest szybkość, jest symfoniczność, jest epickość, są
ciekawe przejścia, jest budowanie napięcie. Gdzieś w tym wszystkim
jest też miejsce na agresję i melodyjny death metal. Złożona
struktura, ale jasna i łatwa w odbiorze. Kwintesencja tego gatunku i
definicja muzyki Brymir. „Thus i became
Kronos”
wyróżnia się dynamiką i ciekawymi partiami klawiszowymi.
Zespół radzi sobie z takimi petardami i trzeba im to
przyznać. Na nowym albumie jest wszystkiego pełno i poza ciekawymi
elementami symfonicznymi i klimatem, mamy też sporo intrygujących i
mocarnych riffów, które potrafią rzucić na kolana.
Tak właśnie jest z świetnym „Stormsoul”
czy nieco black metalowego „The rain”.
Ten dobrze wyważony i energiczny album wieńczy równie bez
błędny „Pantheon of forsaken Gods”.
Każdy utwór ma swój charakter i prezentuje inne
oblicze zespołu. Nie ma jak się nudzić przy takim materiale.
Zespół wspiął się na wyżyny w swoich umiejętności i oby
jak najwięcej takich albumów w kategorii melodyjnego death
metalu. Pozostaje mi tylko zaprosić Was przed odbiorniki w celu
posłuchania tego magicznego krążka, jakim bez wątpienia jest
„Slayer of Gods”
Ocena: 10/10
Ocena: 10/10
Martwiła mnie ta długa przerwa - poprzednia płyta mi się podobała. Ale w końcu nadeszły dobre wieści - trzeba będzie posłuchać :)
OdpowiedzUsuń