Nazwa Ravage jak się
okazuje jest bardzo popularna wśród kapel heavy metalowych i
dlatego ostatnio sam dałem się nabrać. Zamiast zachwycać się
kolejną płytą amerykańskiego speed metalowego Ravage, który
nagrał ostatnio świetny „The end of Tommorow”, to dostałem
drugi album niemieckiego Ravage, który również
specjalizuje się w speed/heavy metalu. Kapele mimo pochodzenia z
dwóch różnych krajów mają wiele wspólnego.
Przede wszystkim podobne podejście do heavy/speed metalu czy właśnie
tworzenia kompozycji. Kiedy odpaliłem „Poseidon” to miałem
wrażenie jakby słuchał amerykańskiego Ravage. Jest wiele
podobieństw, bo muzyka zawarta na najnowszym albumie niemieckiej
formacji jest melodyjna, energiczna i przemyślana. Tutaj nie ma
miejsca na wpadkę i niepewność. Niemiecki Ravage wyróżnia
na tle się innych kapel tym, że pojawiają się tutaj wokale
kobiece jak i męskie. Wychodzi to całkiem fajnie i do tego dochodzą
udane aranżacje, które przypominają dokonania takich kapel
jak Enforcer, Steelwing czy właśnie Ravage. Oliver i Vera tworzą
zgrany duet i to oni w głównej mierze napędzają tą całą
machinę. Dla jednych problemem będzie brak świeżości i
oryginalności, ale fani lat 80 raczej uznają to za zaletę. W końcu
panowie mają doświadczenie i grają od lat 80. Tak więc
skojarzenia z tamtym okresem jest zrozumiały. Już otwieracz
„Speedshock” jest miłą podróżą w czasie.
Słychać echa największych kapel i przypominają się czasy, gdzie
liczyła się szczerość i dobra zabawa. Tak Ravage dobrze się bawi
i to słychać od samego początku. Atutem jest tutaj to, że Ravage
to specjalista od hitów i z łatwością przychodzi im
tworzenie takich chwytliwych utworów. Dobrze to obrazuje
rozpędzony „Power” czy melodyjny „On the
Run”, które pokazują co potrafią gitarzyści. Ich
gra po prostu zachwyca i tutaj już nie chodzi o techniczny aspekt, a
o chemię i taki szczery przekaz. „Metalhead” to
idealny hit na koncerty, a wszystko dzięki nieco hard rockowej
naturze. Najostrzejszy na płycie jest bez wątpienia agresywny i
mroczny „Serenade”. Mocna rzecz, która
potrafi pobudzić nasze zmysły. Dalej pojawia się również
udany „My will to Live” który nawiązuje do
Judas Priest, czy też Saxon. Główny riff „Hunter”
ma coś wspólnego z Scorpions, a tytułowy „Poseidon”
to kwintesencja gatunku i taki Ravage w pigułce. Kolejny mocny punkt
tej płyty. Takich płyt jak „Poseidon” ostatnim czasy jest co
raz więcej, ale w przypadku rozliczeń roku 2016 warto wspomnieć o
tym albumie i mieć go na uwadze. Niemiecki Ravage jest równie
ciekawy co ten amerykański, a ich najnowszy krążek to prawdziwa
uczta dla maniaków speed/heavy metalu. Warto było czekać 16
lat na ich powrót.
Ocena: 8/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz