W twórczości Axxis bardzo cenię sobie „Paradise in Flames”
czy „Time Machine”. Bardzo dobra mieszanka melodyjnego power
metalu w stylu Helloween czy Gamma Ray z nutką symfonicznego metalu
i hard rocka. W dodatku te płyty cechują się niezwykłą
przebojowością i lekkością. Jest to też dobry przykład, że
można ciekawie rozdzielić partie wokalne na mężczyznę i kobietę.
Ciężko w sumie znaleźć udany klon, który przypomni tamte
lata Axxis. W sumie to w tą konwencję dobrze wpisuje się najnowszy
album szwajcarskiej formacji Rizon. Sam zespół działa od
1997 roku i nagrali do tej pory 4 krążki, które wpisują się
w kanon power metalu, hard rocka i melodyjnego metalu. Nie dawno do
kapeli dołączyła wokalistka Rahel Fisher, a także nowy gitarzysta
i basista. W nowym składzie zespół nagrał 4 album w postaci
„Power plant”. W muzyce Rizon w sumie nie brakuje wpływów
Nightwish, Sabaton czy Stratovarius i w sumie każdy coś znajdzie
dla siebie. Oczywiście szwajcarska formacja nie ma zamiaru nagrywać
jakiegoś plagiatu, a wręcz przeciwnie. Starają się tworzyć coś
własnego, co nie będzie marną kalką. Podział na dwa wokale,
ciekawe i intrygujące motywy gitarowe, a także spora dawka
finezyjnych solówek sprawiają że „Power plant”
prezentuje się okazale. Okładka nie do końca przekonuje, bo
właściwie do samego końca nie wiadomo co się za nią kryje. Na
szczęście materiał jest dopieszczony i zaspokaja żądze
słuchacza. Jedynym minusem czasami bywa zbyt czyste i wygładzone
brzmienie, które nieco psuje całkowity efekt. Co do materiału
to warto na pewno wyróżnić melodyjny otwieracz „Nevermore”,
który ma w sobie sporo gracji i przebojowości. Power metal
pełną gębą wybrzmiewa w szybszym „Feel The Heat”,
który zabiera nas do twórczości Stratovarius czy
Helloween. Po tej petardzie wkracza hard rockowy hit „Midnight
Sun”, który jest przykładem nawiązań do dokonań
Axxis. Nie zabrakło muzykom również odwagi by wkroczyć w
rejony bardziej progresywne. Trzeba jednak przyznać, że taki „I
follow You” to całkiem udany kawałek. Płyty mimo pewnego
urozmaicenia stylistycznego fajnie się słucha, bo cały czas mamy
ciekawe melodie i dobrze wyważone aranżacje. Dlatego taki rockowy
„Timebomb” czy stonowany „No way out” sprawdzają się
znakomicie na tej płycie. Wszystko jest troszkę może i
ugrzecznione i pozbawione agresji i dynamiki, ale płyta sama w sobie
jest dobra i miła w odsłuchu. Staranność i pomysłowość muzyków
sprawiły, że „Power plant” to solidny krążek w kategorii
melodyjnego rocka i power metalu. Warto znać to wydawnictwo.
Ocena: 7/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz