piątek, 22 grudnia 2017

MAGNUM - Lost on the road to eternity (2018)


Brytyjski band o nazwie Magnum to dla mnie prawdziwy fenomen. Nie dość, że są bardzo pomysłowi i lekko przychodzi im tworzenie nowego materiału, to jeszcze są genialni w tym co robią. Działają od 1972 roku i wciąż w ich szeregach jest dwóch kluczowych muzyków i mowa tutaj o gitarzyście Tony Clarkinie i wokaliście Bobie Catley. Na przestrzeni lat pokazali jak grać klimatyczny i taki nieco bajkowy hard rocka. Z łatwością potrafią wykreować wokół albumu taką mistyczną, wręcz magiczną otoczkę. Mimo upływu lat wciąż mają w sobie magicznego i wciąż nagrywają świetne albumy, które można postawić obok tych klasycznych. Najnowsze dzieło "Lost on the road to eternity" to już 20 album tej grupy. Premiera płyty odbędzie się 19 stycznia 2018r, ale już teraz chce z Wami podzielić się moimi spostrzeżeniami.

Nie znajdziemy tutaj eksperymentów, czegoś co byłoby nie w stylu Magnum. Jest magiczny klimat, lekkość w utworach, wciągające w ten magiczny świat melodie i sporo ciekawych motywów gitarowych. Słychać, że to doświadczony band, który ma swój styl i swoją jakość. Słucha się tego niezwykle przyjemnie i nie ma tutaj jakiś takich nie przemyślanych pomysłów. Fani starego magnum i klasycznego hard rocka czy Aor będą w pełni zadowoleni tym co usłyszą. Riffy Toniego są zadziorne, momentami nawet ostre, a czasami delikatne i romantyczne. Bob mimo swojego wieku jest znakomity. Jest jak wino - im starszy tym lepiej się go słucha.  Choć w zespole pojawił się nowy klawiszowiec - Rick Benton i perkusista w postaci Lee Moorisa, to i tak Magnum pozostał tym zespołem, który znamy. Nowy materiał jest w zasadzie kontynuacją tego co mieliśmy na "Sacred Blood "Divine lies" czy  "Escape from the shadow garden".


Płytę otwiera hard rockowy "Peaches and Cream", który atakuje nas takim klasycznym riffem rodem z twórczości Ac/dc czy Deep Purple. Bob nadaje klimatu i już wiadomo, że nie jest to płyta niskich lotów. Kiedy wkracza refren to już można zakochać się w  tym kawałku. Dobry start i już nie można doczekać się reszty albumu.Lekki "Show me Your hands" też balansuje między mocnym hard rockiem, AOR. Chórki rodem z Queen nadają klimatu i budują napięcie. Nie brakuje romantycznych kawałków i w tej roli spełnia się choćby spokojny, uczuciowy "Storm Baby". Dalej warty uwagi jest bez wątpienia rozbudowany i bardziej progresywny "Lost on the Road to Eternity", w którym gościnnie pojawia się Tobias Sammet. Singlowy "Without Love" też zachwyca prostą formą i niezwykłą przebojowością. Jednym z ostrzejszych i ciekawych pod względem aranżacji jest bez wątpienia "tell me what you've got to say", który znów ukazuje progresywne oblicze kapeli. Duża hard rocka mamy też w "Ya wanna be someone" w którym ważną rolę odgrywają klawisze, które nadają poważniejszego tonu. Lekki, stonowany "Glory to Ashes" ma bardzo fajne rozwiązania gitarowe i swego rodzaju finezyjność nasuwa najlepsze lata Ritchiego Blackmore'a. Coś pięknego, nic tylko słuchacz. Całość zamyka podniosły, marszowy momentami "King of The World", który również przemyca coś z Queen. Świetne zakończenie tej magicznej płyty.

Nie wiem jak Magnum to robi, ale zawsze przy wydaniu ich płyty jestem oczarowany. Tworzą magiczny świat, który wchłania słuchacza i traci się poczucie czasu przy ich muzyce. Najnowszy krążek to swoista kontynuacja tego co ostatnio wydali. Jest lekkość, dużo ciekawych riffów i pomysłowych rozwiązań. Klasyka sama w sobie. Tak to już jest z Magnum, że wciąż mają sporo do zaoferowania i po prostu nigdy nie zawodzą. Jak dla mnie kandydat do płyty miesiąca styczeń 2018. Warto wypatrywać tej perełki.

Ocena: 9.5/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz