sobota, 2 stycznia 2021
OMINOUS GLORY - The Elven Dream (2021)
No i pojawiła się kolejna ciekawa produkcja na początku nowego roku 2021. Mowa o amerykańskim Ominous Glory, który po 20 latach istnienia postanowił wydać swój debiutancki album. "The elven dream" to ciekawa pozycja, którą fani power metalu spod znaku Avantasia z czasów "Metal Opera", ale nie tylko. Panowie mocno czerpią z europejskiego power metalu z przełomu lat 90. Nie boją się czerpać z twórczości Helloween, Heavenly, czy Rhapsody. To bardzo dobry kierunek muzyczny i "the elven dream" to bardzo poukładany i przemyślany album, który zasługuje na uwagę fanów power metalu.
Klimat fantasy, który uchwycono w kolorystycznej okładce znakomicie współgra z zawartością. Zresztą to wiadomo nie od dziś, że fantasy i power metal to zgrany duet. Ominous Glory imponują bogatymi aranżacjami i rozmachem. Dużo się dzieje i nie ma powodów do nudy. Jest epickość, jest urozmaicenie i wszystko band przemyślał. Każdy utwór ma ciekawy styl i klimat, ale ma jedno "ale", które ujmuje całości. Jak to możliwe że album trwa 80 minut? Strasznie długo i pod koniec włącza się znużenie, ale zawartość i styl w jakim obraca się band potrafi to wynagrodzić w zupełności.
Ominous Glory to przede wszystkim uzdolniony i wysokiej klasy wokalista Rick Anthony, który odnajduje się w wysokich rejestrach i tym symfonicznym power metalu. Znaczącą rolę odgrywa również Alistar Blackmane, który na albumie stworzył masę ciekawych riffów i wciągających solówek. Dużo się dzieje w sferze partii gitarowych i nie ma tutaj miejsca na nudę.
Zawartość zaczyna się od podniosłego intra, dopiero potem wkracza "Eternal Destiny" i choć zaczyna się spokojnie, to dość szybka nabiera energii i dynamiki. Tak dostajemy klasyczny, europejski power metalu i to mnie bardzo cieszy, bo co raz ciężej o takiej klasy power metal w starym stylu. Epickość i rozmach to atuty rozbudowanego "The elven dream" . Nie brakuje elementów folkowych i przebojowości, co pokazuje "Oraekja", który wyciąga to co najlepsze z Rhapsody, czy Helloween. Mocna rzecz! Band potrafi oczarować tajemniczym klimatem i tutaj należy wyróżnić zadziorny "Julianna". Dynamiczny i melodyjny "The kingdom of light" brzmi jak zaginiony track z debiutanckiej płyty Timeless Mirracle. Tak dobijamy do kilera jakim jest "The ice demons of ragnarok" i tutaj band po prostu błyszczy. Echa Rhapsody, Helloween czy Dark moor są jak najbardziej na plus. Oj tęskniłem za takim power metalem. Band nawet poradził sobie z klimatyczną balladą i trzeba przyznać, że "Love knows no distance" nie nudzi. "Echeos in Time" brzmi jak mieszanka Blind Guardian z czasów "Somewhere far beyond" z Gaia Epicus i Rhapsody. Kolejny szybki power metalowy killer na płycie to "Arrows of cronon" i można doszukać się tutaj elementów Avantasia. Jest podniosłość, złożone partie gitarowe i taki operowy feeling. Finał płyty to 9 minutowy "Ominous Glory" i to hołd dla Edguy, Gamma ray czy Helloween. To znakomity przykład jak uzdolniony jest band i jak dobrze czuje się w power metalowej stylistyce.
80 minut muzyki to dużo, ale Ominous Glory wybrnął z tego tworząc niezwykle atrakcyjny materiał. Jest przebojowo, jest podniośle i bardzo old schoolowo. Band stworzył prawdziwe wehikuł czasu i zabiera nas w podróż do lat 90, kiedy power metal rozkwitał w najlepsze. Kawał dobrej roboty i ta płyta zasługuje na pochwałę od fanów power metalu. Brawo Ominous Glory! Świetny debiut!
Ocena: 9/10
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Wczoraj zerwałam noc przez ten album. Uwielbiam go.
OdpowiedzUsuńOj tak😁 świetna rzecz🙂 podobne emocje wywołuje nowy winterage😀
UsuńFajna muza, ale nie ma w wersji fizycznej, więc dla mnie nie istnieje. Z cyfrą jest jak z seksem, jedni wolą w realu inni w kompie.Jak zwykle wasz czepliwy STEFAN.Syn słucha z kompa i ma tam kilka tysięcy tych krążków w ,,bibliotece''. Nowości wypierają dobre bo nie ma czasu na słuchanie wszystkiego. A dobra płytę trzeba kilka razy wysłuchać na dobrym sprzęcie. Głośniki w kompie tego nie zastąpią choćby były najlepsze.
OdpowiedzUsuń