niedziela, 17 stycznia 2021

WOLF SPIDER - Drifting in the sullenn sea (1991)


 Trzeci album w dyskografii Wolf Spider to "Drifting in the sullen Sea", który jest swoistą kontynuacją "Kingdom of the Paranoia", choć album w moim odczuciu jest troszkę słabszy w swojej strukturze. Jednak mimo nieco mniejszej siły przebicia to wciąż klasyczny album Wolf Spider i to wciąż muzyka wysokich lotów. Cieszy fakt, że i tutaj dostajemy znakomitą mieszankę thrash metalu i heavy metalu. W dalszym ciągu band mocno inspiruje się Anthrax czy Toxik.

Pod wieloma względami "Drifting in the sullen sea" przypomina swojego poprzednika. Brzmienie jest surowe, drapieżne i podkreśla techniczny aspekt muzyki Wolf Spider. W dalszym ciągu mamy fenomenalnego Jacka Piotrowskiego, który swoim głosem po prostu niszczy. Styl, technika jak i maniera sprawiają, że za każdym razem jak zapuszczę Wolf Spider z nim na wokalu to mam ciary. Co za talent! Podobnie jak i na poprzednim albumie tak i tutaj znajdziemy tutaj sporo połamanych melodii, złożonych solówek i urozmaiconych aranżacji. Band wciąż trzyma wysoki poziom i nie przeszkadza w tym mniejsza dawka przebojowości.

Znów płytę otwiera szybki kawałek i "Blind Faith" znakomicie sprawdza się w roli otwieracza. Mocny riff i złożona strukturą czynią ten utwór prawdziwą petardą. Dalej mamy heavy metalowy "Liberated Woman", który pokazuje jak band znakomicie potrafi urozmaicić swój materiał. Zachwyca rozpędzony "Inclined",w którym band znów ociera się o twórczość Toxik. Dużo ciekawych rozwiązań można wyłapać w pomysłowym "Drifting in the Sullen Sea" i band znów błyszczy. Płyta przepełniona jest agresją i dynamiką, a taki "King of  the Animals" idealnie odzwierciedla ten stan rzeczy. Wciąga ten utwór, zwłaszcza w fazie refrenu i w tych wolniejszych momentach. Każdy utwór potrafi przykuć uwagę i tak w sumie przez cały czas, a na sam koniec dostajemy nieco mroczniejszy i również złożony "Orphanage".

Złota era Wolf Spider i to był ich czas. "Drifting in the Sullen Sea" to kolejny klasyk w ich dyskografii. Nie ma takiej mocy co dwa poprzednie i czasami zdarzy się słabszy moment, to i tak wciąż jest to muzyka wysokich lotów. Ponadczasowy krążek i szkoda, że ten złoty okres nie został w pełni wykorzystany.

Ocena: 9/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz