Na okładce debiutanckiego krążka Wonders widać nazwiska : Katsionis i braci Lunesu. Tak są na pewno ważne postacie w muzyce włoskiego Wonders, ale czy band robił by takie wrażenie gdyby nie anielski głos Marco Pastorino, który błyszczał w Flames of Heaven? Dla mnie to właśnie jego obecność przyciągnęła do "The fragments of wonder". Bez wątpienia to jest płyta, która nie wymaga promocji. Same nazwiska już pozwalają wyrobić sobie pewne wyobrażenie o płycie. Rzeczywistość oczywiście pokrywa się z tym co wyobraźnia wcześniej wykreowała.
Wielkie nazwiska, wielkie postacie i muzycy to na pewno ważny czynnik, ale gdyby nie dobre utwory to nic by z tego nie było. Nie było by mowy o jakimś wielkim wydarzeniu czy płycie, która może namieszać w tegorocznych zestawieniach.
Pierwszy hit jaki tu się pojawia to melodyjny "good and Bad", który oddaje piękno co ostatnio prezentuje włoska scena metalowa. Nutka hard rocka czy nawet aor pojawia się w lekkim "pretender". Więcej power metalu ma w sobie zadziorny "beyond redemption". Na wyróżnienie zasługuje też chwytliwy "freedom" czy urozmaicony i pełen epickiego rozmachu "where Sun doesnt shine". Pojawia też progresywność w "mirracle of life" czy tytułowym "fragment of Wonder".
Wonder nie da się wrzucić do jednego wora, bowiem jest tu niezła mieszanka stylistyczna. Wspólnym mianownikiem są pomysłowe melodie. Płyta znajdzie swoje grono fanów i jest to pozycja obowiązkowa dla fanów melodyjnej odmiany metalu.
Ocena 8/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz