środa, 15 grudnia 2021
TONY MARTIN - Thorns (2022)
Czy ktoś tęskniłem za Tonym Martinem? Z pewnością nie jeden fan Black Sabbath chciał usłyszeć coś nowego od dawnego wokalisty Black Sabbath. Sporo czasu minęło od "Forbidden" i do tego ostatni solowy album Tony'ego Martina ukazał się w 2005r. Smutne, że tak świetny głos się marnował i nie dawał niczego nowego swoim fanom. Jasne, pojawiał się gościnnie w niektórych projektach muzycznych, ale to nie to samo. Lata lecą, a Tony Martin to wciąż jeden z najlepszych wokalistów heavy metalowych. Tego nic nie zmieni. Tym bardziej wypatrywałem nadchodzący "Thorns". Płyta ukaże się 14 stycznia 2022r. Czy jest wielki powrót? Czy dostajemy płytę na miarę klasyków Black Sabbath typu "Tyr" czy "Headless Cross"?
Gwiazdą płyty jest oczywiście Tony i jego niesamowity głos. Tyle lat minęło, a jego głos wciąż ma taką samo moc i klimat. Nic nie stracił na swojej atrakcyjności i wciąż sieje zniszczenie. Cieszy na pewno fakt, że płyta jest mroczna, ciężka i brzmi na pewno autentycznie. To płyta współczesna, a nie jakiś tam wehikuł czasu do lat 80 czy 90. Tony dostarcza nam muzykę do jakiej nas przyzwyczaił, czyli jest mocno, mrocznie i nie raz majestatycznie. Do tego wszystko brzmi współcześnie, momentami troszkę nowocześnie. Normalnie przypomina mi się solowy album Todda La Torra. Za partie gitarowe tutaj odpowiada Scott McClallen i na pewno nie jest on Tonym Iommim. Niby jest agresywnie, nowocześnie, ale troszkę kuleję melodie czy solówki. Brakuje tutaj nieco dopracowania. Na szczęście jest agresywnie i sporo odesłań do Black Sabbath co mocno ciągnie zawartość płyty. Oczywiście największą robotę robi Tony Martin.
Okładka jakoś nie przykuwa uwagi i nie zapada w pamięci. Natomiast już należy pochwalić całą ekipę za dobrze wykreowane brzmienie, który nadaje całości agresywnego charakteru.Mocno mnie nakręcił singiel "As the world burns". Mocny heavy metalowy kawałek z mocnym riffem i duża dawką przebojowości. Do tego mrok i partie gitarowe momentami przypominają Black Sabbath. Jeszcze więcej tych cech dostajemy w ponurym i stonowanym "Black Widow Angel". Zaskakuje na pewno swoim klimatem i gregoriańskimi chórkami "Book of Shadows". No oczywiście też sporo odesłań do Black Sabbath, choć tutaj troszkę mam wrażenie że jest przerost formy nad treścią. "Damned by You" jest agresywny, mroczny, ale już niczym nie zaskakuje. Bardzo dobry kawałek, ale brakuje mu nieco elementu zaskoczenia. "No shame at all" to utwór podobny w swojej stylistyce do innych kawałków na płycie. Dobry kawałek, może nawet bardzo dobry, ale jest to zrobione nieco wg pewnego określonego wzoru. Warto wspomnieć o zadziornym "Passion Killer" czy rozpędzonym "Run like the devil", który przełamuje nieco rutynę na tym albumie. To jeden z najlepszych kawałków na płycie i brakuje tutaj takich petard. Tytułowy "Thorns" momentami taki nieco spokojny, balladowy, a momentami mroczny i stonowany.
Bardzo liczyłem na ten album i troszkę się rozczarowałem. Może za bardzo chciałem usłyszeć coś na miarę "Headless cross"?. Na pewno cieszy dobra forma Tony'ego Martina i cała ta heavy metalowa otoczka. Zawartość nie jest zła i zasługuję na uwagę, tylko szkoda że głos Martina przyćmiewa wszystko i tak naprawdę często ratuje jakiś utwór. Brakuje tutaj jakiegoś geniuszu gitarowego typu Iommi. Szkoda, ale mimo wszystko super że Martin wrócił do biznesu.
Ocena: 7/10
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Sentymenty, sentymenty... Kapitalna płyta, tylko dzisiaj przesłuchałem trzy razy i coraz bardziej się podoba. Tony patosu, oceany mroku i ten głos, czego jeszcze trzeba !
OdpowiedzUsuń