sobota, 26 marca 2022
KINGCROWN - Wake up call (2022)
To miała być łatwa droga po zwycięstwo. To miał być "spacer po parku" i w zasadzie jeden z pewniaków by stać się jedną z najważniejszych płyt roku 2022. To ci niespodzianka, ale nowe dzieło Kingcrown zatytułowane "Wake up Call" no nie spełniło pokładanych w nim oczekiwań.
W czym tkwi problem? To, że Joe Amore to jeden z najwspanialszych i utalentowanych wokalistów, to nie podlega to wątpliwości. Tutaj śpiewa na pewno dobrze, choć może nieco poniżej swoich możliwości. Ciekawe jest to, że tylko bracia Amore zostali w składzie. Pojawili się basista Chabot i gitarzysty Saliba, których można kojarzyć z Galderia. Drugim gitarzystą został Ced Legger i choć cały band grać potrafi grać, to jakoś nie wiele z tego wynika. Wychodzi z tego solidny heavy/power metal z elementami hard rocka. Taki hard rockowy "Lost Foreigner" czy "City lights" brzmią jak dema, albo niedopracowane pomysły. Nie tędy droga. Ballada "Gone so long" też jakoś strasznie się ciągnie i niczym specjalnym nie zachwyca. Nie zawsze jest strasznie i płyta miewa dobre momenty. Na pewno na plus zaliczę energiczny otwieracz w postaci "Wake up call". Melodyjny i niezwykle przebojowy "the end of the world" też może się podobać. Czasami najprostsze pomysły są najlepsze. Nie dziwi też wybór na singla takiego "To the Sky and back", bo to rasowy hit. Za mało tutaj takich pozytywnych kawałków, które siały by zniszczenie. Dobrze wypada też rozpędzony "a new dawn", a reszta już niestety nie wybija się jakoś specjalnie.
Jest niespodzianka, tylko niezbyt miła. Kingcrown zawiódł, a przynajmniej mnie. Płyta nie jest może gniotem, bowiem ma dobre momenty. Jednak to już nie ta klasa światowa, co na poprzednim krążku. Czas na przemyślenia i może powrót do korzeni? Jedno jest pewne. Kingcrown nie może iść drogą taką jaką zaprezentował na "Wake up call".
Ocena: 6/10
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz