czwartek, 4 sierpnia 2022
GRAVE DIGGER - Symbol of Eternity (2022)
Nie pierwszy raz Grave Digger próbuje nawiązać do jednego z swoich klasycznych albumów. Były nawiązania do płyty "The Reaper" ,czy "Tunes Of War" to nic dziwnego, że najnowszy krążek "Symbol of Eternity" zabiera nas do okresu "Knight of the Cross". Mam jednak wrażenie, że tylko tematycznie nawiązujemy, bo i poziom i jakość muzyki zawartej na płycie już nie tej klasy.
21 album studyjny to tak naprawdę typowy album Grave Digger. Jest ten toporny, przybrudzony heavy metal z nutką power metalu. Jest ten mroczny i zadziorny głos Chrisa, mocny i wyraźny bas Jensa, czy proste motywy gitarowe Axela Ritta. Płyta nie jest skomplikowana i tak naprawdę wiele nie ma do zaoferowania. Tym razem jest spadek formy w porównaniu do świetnego "Fields of Blood". Tamta płyta kipiała energią, cały czas się coś działa, a i riffy robiły wrażenie. Na nowym krążku wszystko jest jakieś takie ospałe, a do tego dziwne zmajstrowane brzmienie nie ułatwia oswojenia się z materiałem. Panowie nigdy nie nagrali totalnego gniota i tym razem też dostajemy solidny materiał. Mocny i pełen energii "Battle Cry" to granie do jakiego przyzwyczaił nas Grave Digger. Niby nic odkrywczego, a dobrze się słucha. Znakomicie spisują się single czyli przebojowy "Hell is my purgatory" czy nieco mroczniejszy "King of the Kings" z niezwykle chwytliwym refrenem. Tak początek płyty jest niezwykle obiecujący. Niestety od tego momentu zaczynają się schody. "Symbol of Eternity" miał być epicki i poruszający, a jak dla mnie jest po prostu nijaki i nudny w swojej konstrukcji. Riff z "Night of the Jerusalem" jakiś taki znajomy i gdzieś już wcześniej taki słyszałem w ich dyskografii. Dobry kawałek, który nieco ożywia album, ale też brakuje mu do ideału. Warto wspomnieć o melodyjnym i bardziej pomysłowym "Heart of Warrior". Niby wszystko jest ok, bo przecież słychać na każdym kroku że to Grave Digger. Jakieś to wszystko zachowawcze, a im dalej w las tym wszystko jakieś takie na jedno kopyto.
Bardzo czekałem na nowy album Grave Digger. Jeden z tych zespołów, który nagrywa albumy na dobrym poziomie i zawsze dostarczają sporo frajdy. Raz mamy perełki, a raz nieco słabsze płyty. Tym razem trafił się na ten słabszy krążek. Single błyszczały, a album już nie robi takiej furory. Samo brzmienie gitary też jakieś takie niedopracowane. Solidny materiał od zasłużonej kapeli, którą stać na znacznie więcej. Osobiście Hellryder wypada korzystniej w zestawieniu z "Symbol of Eternity".
Ocena: 5/10
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz