czwartek, 28 września 2023
ELM STREET - The Great Tribulation (2023)
Australijski Elm Street jakoś nigdy nie pretendował do miany gwiazdy, ani też przejawu jakiegoś geniuszu muzycznego. To przykład solidnej kapeli, która mogła by zdziałać więcej na rynku, ale brakuje im troszkę pomysłu na kompozycje. Nie robią niczego nadzwyczajnego i są zespołem jakich pełno na rynku. Jak wiadomo konkurencja nie śpi i nie raz prezentuje znacznie więcej niż Elm Street. 7 lat pracy nad materiałem i w końcu przyszedł czas na album nr 3. "The great Tribulation" to mógł być najlepszy album tej grupy. No właśnie....mógł.
Mocne, wyraziste, nawet ocierająca się o thrash metalowe produkcje brzmienie, robi wrażenie i na pewno jest sporym plusem owego wydawnictwa. Andreas Marschall namalował najlepszą okładkę tej grupy i tylko szkoda, że zawartość nie sprostała oczekiwaniom. Coś poszło nie tak. Band grać potrafi i ma potencjał, który nie może w pełni wykorzystać. Ben Batres to lider i jego głos robi robotę. Napędza band i często sieje zniszczenie. Tylko można odnieść wrażenie, że często nie ma do czego śpiewać, albo kompozycja nie wykorzystuje w pełni jego talentu. Partie gitarowe niby zróżnicowane, ale jakieś takie bez przekonania, bez tej ikry i świeżości. Słucha się tej płyty, jednak brakuje ostatniego szlifu i tej "kropki nad i". Takich płyt jest pełno na rynku, dlatego ciężko Elm Street czymś zaskoczyć słuchacza.
Ciekawie zaczyna się 11 minutowy "Seven Sirens". Klimatyczne wejście gitar akustycznych, powolne budowanie napięcia i właśnie ta druga część kawałka jest najciekawsza. Jednak utwór na dłuższą metę męczy i nie powala na kolana. Drugi utwór na płycie to energiczny i bardziej melodyjny "Take The night" i to już bardziej do mnie przemawia. Nic odkrywczego nie dostajemy, ale jest to muzyka godna uwagi i miła w odsłuchu. Dobrze słucha się bardziej żywiołowego "The price of war", ale w dalszym ciągu jest to solidne heavy metalowe granie z nutką thrash metalu. Co wybija się ponad cały materiał? Bez wątpienia marszowy i nieco mroczniejszy "Behind the Eyes of Evil". Pomysłowy riff i cały motyw przewodni. W końcu Elm Street zabłysnął. 7 minutowa ballada w postaci "The Darker side of blue" to utwór wg mnie nie potrzebny i zbyt długi. Do niczego mi tutaj nie pasuje. Brzmi jak marna podróba ballad Metaliki. Całość wieńczy również średni i mało wyrazisty "State of Fear". Niby jest ciekawa melodia, ale znów brakuje doszlifowania i dopieszczenia utwory pod względem aranżacji.
To jest jedna z tych płyt, gdzie słucha się, ale nic nie zostaje w pamięci, nic nie porusza słuchacza. Nie zachęca do powrotów, nie zachęca do przeżywania, ani też dyskusji na temat zawartości. Ot co kolejny album Elm street, kolejny album heavy metalowy z nutką thrash metalu. Był potencjał na coś znacznie ciekawszego, a tak niestety wyszedł średni album.
Ocena: 5.5/10
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
A gdzie ,, Last Judgement,, , najlepszy utwór na płycie ? ,, The Darker Side of Blue,, to nudna podróbka ballad Metallicy ? No to tej płycie trzeba chyba poświęcić trochę więcej czasu...
OdpowiedzUsuń