Po dobrym Sigh No More Gamma Ray praktycznie długo nie dała czekać fanom na kolejny krążek, bo już 28 września 1993 zespół wydaje kolejny album, który został zatytułowany
„Insanity & genius” i co bardzo ważne jest to ostatni album z Ralfem, jest to album , który zamyka pewien dział w historii Gammy Ray. Większość osób zastanawiało się czy zespół nagra album podobny do Sigh No More, czy może zaskoczy fanów i nagra album inny od poprzedniczek. Na pewno każdy bał się o band , ponieważ po raz kolejny doszło do zmian w składzie, ale na szczęście stało się odwrotnie. Nowy bassista i perkusista, wlali do zespołu sporo świeżej krwi no i na pewno się przyczynili, że zespól zaczął grać nieco ostrzej w porównaniu do 2 poprzednich albumów.
Tak , jest to słyszalne od pierwszych sekund albumu. No, ale czy zespół podołał zadaniu i nagrał mocny krążek, który rzuca na kolana? Tym razem okładkę narysował pan Karczewski( keepery!), który zrobił dość ciekawa okładkę, ale jest ona niczym w porównaniu z kolejnymi okładkami.
No więc album pod względem muzycznym się jakoś się broni, ale nie jest to album na miarę późniejszych krążków, ale na pewno jest troszkę lepiej niż na poprzedniczce. Bardzo ciekawą rzeczą jest też to, że Kai wiele nie maczał w tym albumie. Co pewnie się też przyczyniło do takiego a nie innego końcowego efektu. Album dzieli się na killery, średnie i słabe utworki!
Trzeba przyznać, że zespół od razu od mocnego ataku zaczyna ten krążek. Tak panowie na starcie dali nam mistrzowski killer „Tribute To The past”. Na pewno jest to jeden z mocniejszych punktów tego albumu, jest to też jeden z moich ulubionych kawałków z tego wydawnictwa, no ale jest to też już wręcz kultowy kawałek Gammy Ray. Utwór idealnie spisuje się na koncertach, szkoda, że obecnie Kai zapomina ,że ma przecież do dyspozycji właśnie takie kawałki jak Last before the storm, no return no i tribute to the past. Nagranie się naprawdę ostro zaczyna - genialna przygrywka gitarek i perkusji. Po raz pierwszy jak to usłyszałem , to wręcz osłupiałem. Ale dalej cały utworek nabiera szybkości i energii. Riff uświadamia nam, że zespół nabrał dzikości i że prezentuje powermetal najwyższej klasy, no i co też rzuca się podczas słuchania, to że zespól gra o wiele bardziej szybciej,ostrzej, z polotem no i z kopem, czyli słychać od razu ,że mamy do czynienia z albumem , który różni się od poprzedniczek.Słuchając tego melodyjnego riffu, można pomyśleć że gitarzyści, głownie Kai, powrócili do tego co potrafią najlepiej ,czyli grania melodyjnego powermetal. Co też charakteryzuje też ten kawałek, to że słychać tą radość z grania, dla mnie bomba! No mamy tutaj wszystko co cechuje GR, a więc jest szybka i bardzo melodyjna warstwa instrumentalna, jest chwytliwy refren oraz imponujące solówki w wykonaniu byłego członka Helloween. Utwór tak swoją drogą by się nadawał na keepery, nic dziwnego skoro autorem utworu jest Hansen. Idąc za ciosem mamy bardzo melodyjny „No return”Kolejny mocny utworek, który zalicza się do grupy killerów. No słychać od razu że jest to jeden z najbardziej nietuzinkowych utworków w historii zespołu. Pewnie się zapytacie dlaczego? Ponieważ ten utwór zaraża świetną atmosferą jaka panuje podczas tego nagrania. Sprawia że nie można się oderwać od znakomitych partii muzyków, od świetnego wokalu Ralfa oraz porywającego refrenu no i od tych mocarnych solówek. Każdy z tych elementów rzuca na kolana. Ale to przecież nie nowość ,że Kai potrafi stworzyć genialny kawałek, to jest wręcz jego wizytówka. Kompozycja ta należy do moich ulubieńców jeśli chodzi o Insanity and Genius. No właśnie, jak zapewne wiecie, Kai na „Skelletons in the closet”, zaśpiewał ten kawałek. No i powiem wam ,że sobie poradził z tym utworem i brzmi to nawet lepiej niż oryginał. Trzecim z rzędu killerem i zarazem jedną z najlepszych kompozycji jest „Last Before The storm” i jest to dla mnie kwintesencja power metalu! I zarówno wersja z Ralfem jak i z Kaiem jest prężna, choć przeważa ta zagrana na nowo z Kaiem, która pojawiła się na „Blast From The Past”. Jest to utwór jedyny w swoim rodzaju, szkoda ,że Kai coś nie chce grać ostatnio tego kawałka na koncertach. Mamy tutaj przede wszystkim prosty i bardzo energiczny riff, który czerpie troszkę z Judas Priest, troszkę z Helloween, ale to jest 100% GR. Skoczny zwrotki i podniosły refren, który od razu wpada w ucho, to też nic nowego i to jest charakterystyczne dla wielu kompozycji tego zespołu. Gdyby dalsza część albumu była tak genialna jak 3 pierwsze utwory to byłaby wysoka ocena, a tak z każdym utworem poziomem siada. Tak jak wspomniałem album dzieli się na takie podgrupy, można powiedzieć, że killery się praktycznie skończyły, a teraz przejdziemy do jakby słabszej części tego krążka. Totalnym nie porozumieniem i bez wątpienia jedną z najsłabszych kompozycji zespołu jest „The Cave Principle”, który o dziwo skomponował Hansen. Czyżby miało być nowocześnie, miało być progresywnie? Niby jest ciężko,niby jest w miarę ciekawy riff, ale to nie jest to. To nie jest ta Gamma Ray którą kocham, którą chce się słuchać Takiego gniota to nawet na poprzednich albumach nie słyszałem. Nuda i tyle. „Future madhouse” można zaliczyć do killerów, aczkolwiek nie jest on tak genialny jak ta święta trójca czyli -No return,Tribute..,Last...Co zachwyca w tym utworze to znakomita praca muzyków, a zwłaszcza gitarzystów. Kolejnym mocnym punktem jest wokal. Co więcej kawałek ma ciekawy refren,piorunujące solówki oraz całkiem przyzwoity riff! W skrócie jest to troszkę jarcarski kawałek, ale nawet przyjemnie się go słucha. Oczywiście też Hansen jest współautorem tego utworu.”Gamma Ray” cover Birth Control. Taki dobry średniak. Utworek z początku zalatuje mi pod Sigh no more. Podczas zwrotek jest jakoś bez mocy. Jedynie co mnie zachwyciło to refren, łatwo wpada w ucho, no i partie gitarowe, które słychać w tle. Wokal umiarkowany, a solówki nawet ciekawe. Jak wspomniałem jest dobry średni utworek , który nie rzuca na kolana, no i w ogóle nie ma zbyt wiele do zaoferowania. Tytułowy „Insanity and Genius” jak dla mnie utworek dobry. Utwór na tle killerów całkiem dobrze wypada, pomimo że rewelacji w nim nie ma. Zaczyna się całkiem melodyjnym riffem, który zachwyca dobrą współpracą gitarzystów. Podczas zwrotek zwolnienie tempa, ale po paru sekundach troszkę przyspieszają. No i nawet przyjemnie to brzmi. Refren troszkę taki bez pomysłu, bez polotu, taki sobie i tyle. Solówki krótkie i tylko dobre.
W skrócie tytułowy kawałek to dobre rzemiosło i nic więcej! Do nie wypałów i tak zwanych gniotów zaliczam również balladę „18 Years”. Jest to zawsze element, z którym zespół zawsze ma problem. I tutaj nie poradzili sobie, bo brzmi to nudnie. „Your Turn is over”- zaczyna się bardzo mocną przygrywką, ale po chwili przechodzi w bardzo przyjemny riff ,który sprawia, że nóżka sama tupie w rytm muzyki. Pewnie się zastanawiacie, kto śpiewa ten utwór??? Co?
No to już wam odpowiadam.....Dirk Schlachter! Tak, dobrze widzicie, drugi gitarzysta który też ma talent do śpiewania. Refren od pierwszego obrotu podobał mi się , bo jest krótki i konkretny.
Solówki w wykonaniu Schlachtera też całkiem dobre. Tak więc można zaliczyć ten kawałek do dobrych . Do killerów i jednych z najlepszych songów zespołu zaliczyć należy „Heal Me”. Jak dla mnie najciekawsza kompozycja na tym albumie i jedna z najlepszych w okresie z Ralfem na wokalu. Najciekawsze jest to że kiedyś za każdym razem po turn is over wyłączałem płytę, bo jakoś dalszej części nie lubiłem, ale to przeszłość. Już od bardzo dawna nie wyobrażam sobie tego albumu właśnie bez tego kawałka. Najciekawsze jest to, że na tym utworze śpiewa 2 wokalistów: Ralf i Kai, gitarzysta. Jest to to jakby przedsmak tego co będzie po tym albumie. Kai będzie zarówno wokalistą i gitarzystą. Dla mnie ten utwór jest mistrzostwem , każda część tego nagrania rzuca na kolana! Zaczyna się spokojnie i może się wydawać, że będziemy mieć do czynienia z jakimś gniotem. Na szczęście jest to tylko zmyłka, bo już po paru sekundach słyszymy bardzo potężny riff, który wgniata w fotel. No później się wszystko ucisza i słychać tylko Kaia, i od razu łezki się kręcą , bo to jak on śpiewa to istna moc. Od razu nasuwa się taka myśl, czy nie mógłby on śpiewać ten cały album? Podczas zwrotki mamy niezły duet Ralfa i Kaia. Coś niesamowitego. Utwór rzuca na kolana niesamowitym klimatem oraz genialną aranżacja. Ale co jest godnej uwagi: krzyk Ralfa i krzyk Kaia w okolicach 3 minucie. No i z takim kopem powinien kończyć się album, gdyż idealnie zapowiada to co będzie nas czekać za 2 lata. Pan Hansen wróci do śpiewania i zastąpi Ralfa Scheepersa. A tak na koniec mamy kolejny gniot „Brothers” jakiś pokręcony ten utwór i jestem na nie. W wersjii remasterowanej znalazły się jeszcze 3 utworki: gamam ray ( long), save us( live) oraz exciter(cover judasów)
Podsumowując Gamam Ray nagrała całkiem dobry krążek, może bez rewelacji,ale jednak brzmi to o wiele lepiej niż na poprzedniczce. Zespól zagrał album troszkę ciężej, ale jednak nie do końca im wyszło. Na pewno wynikło to z tego że Kai niezbyt przyczynił się do tego albumu, stworzył 3 genialne utwory, a reszta to są pomysły reszty ekipy. No i ni esą takimi geniuszami jak Kai co z resztą słychać. Ale na wyróżnienie zasługuje Schalchter, który stworzył Heal Me oraz za jego grę na gitarze. Kolejną osobą którą należy pochwalić to Thomas Nack, który dodał mocy albumowi. No i również Ralf i Kai zasługują na oklaski. „Insanity & Genius” jest albumem dobrym ,w którym więcej jest wypełniaczy jak porządnej muzy, aczkolwiek miło jest czasem zapuścić sobie tego krążka,żeby powspominać czasy z Ralfem na wokalu. Album może się nie wyróżnia pośród całej dyskografii, ale jest troszkę lepiej niż na sigh no more! Warto jest zapoznać się z tym albumem ponieważ jest to ostatni album z Ralfem na wokalu, no i kończy on pewien okres Gammy Ray.
Album oceniam na 7.5/10 i myślę że trzeba znać ten album choćby ze względu na te znakomite utworki jakimi są bez wątpienia : HEAL ME , TRIBUTE TO THE PAST, NO RETURN i LAST BEFORE THE STORM! Dobra rzecz, dla mniej wymagających!
„Insanity & genius” i co bardzo ważne jest to ostatni album z Ralfem, jest to album , który zamyka pewien dział w historii Gammy Ray. Większość osób zastanawiało się czy zespół nagra album podobny do Sigh No More, czy może zaskoczy fanów i nagra album inny od poprzedniczek. Na pewno każdy bał się o band , ponieważ po raz kolejny doszło do zmian w składzie, ale na szczęście stało się odwrotnie. Nowy bassista i perkusista, wlali do zespołu sporo świeżej krwi no i na pewno się przyczynili, że zespól zaczął grać nieco ostrzej w porównaniu do 2 poprzednich albumów.
Tak , jest to słyszalne od pierwszych sekund albumu. No, ale czy zespół podołał zadaniu i nagrał mocny krążek, który rzuca na kolana? Tym razem okładkę narysował pan Karczewski( keepery!), który zrobił dość ciekawa okładkę, ale jest ona niczym w porównaniu z kolejnymi okładkami.
No więc album pod względem muzycznym się jakoś się broni, ale nie jest to album na miarę późniejszych krążków, ale na pewno jest troszkę lepiej niż na poprzedniczce. Bardzo ciekawą rzeczą jest też to, że Kai wiele nie maczał w tym albumie. Co pewnie się też przyczyniło do takiego a nie innego końcowego efektu. Album dzieli się na killery, średnie i słabe utworki!
Trzeba przyznać, że zespół od razu od mocnego ataku zaczyna ten krążek. Tak panowie na starcie dali nam mistrzowski killer „Tribute To The past”. Na pewno jest to jeden z mocniejszych punktów tego albumu, jest to też jeden z moich ulubionych kawałków z tego wydawnictwa, no ale jest to też już wręcz kultowy kawałek Gammy Ray. Utwór idealnie spisuje się na koncertach, szkoda, że obecnie Kai zapomina ,że ma przecież do dyspozycji właśnie takie kawałki jak Last before the storm, no return no i tribute to the past. Nagranie się naprawdę ostro zaczyna - genialna przygrywka gitarek i perkusji. Po raz pierwszy jak to usłyszałem , to wręcz osłupiałem. Ale dalej cały utworek nabiera szybkości i energii. Riff uświadamia nam, że zespół nabrał dzikości i że prezentuje powermetal najwyższej klasy, no i co też rzuca się podczas słuchania, to że zespól gra o wiele bardziej szybciej,ostrzej, z polotem no i z kopem, czyli słychać od razu ,że mamy do czynienia z albumem , który różni się od poprzedniczek.Słuchając tego melodyjnego riffu, można pomyśleć że gitarzyści, głownie Kai, powrócili do tego co potrafią najlepiej ,czyli grania melodyjnego powermetal. Co też charakteryzuje też ten kawałek, to że słychać tą radość z grania, dla mnie bomba! No mamy tutaj wszystko co cechuje GR, a więc jest szybka i bardzo melodyjna warstwa instrumentalna, jest chwytliwy refren oraz imponujące solówki w wykonaniu byłego członka Helloween. Utwór tak swoją drogą by się nadawał na keepery, nic dziwnego skoro autorem utworu jest Hansen. Idąc za ciosem mamy bardzo melodyjny „No return”Kolejny mocny utworek, który zalicza się do grupy killerów. No słychać od razu że jest to jeden z najbardziej nietuzinkowych utworków w historii zespołu. Pewnie się zapytacie dlaczego? Ponieważ ten utwór zaraża świetną atmosferą jaka panuje podczas tego nagrania. Sprawia że nie można się oderwać od znakomitych partii muzyków, od świetnego wokalu Ralfa oraz porywającego refrenu no i od tych mocarnych solówek. Każdy z tych elementów rzuca na kolana. Ale to przecież nie nowość ,że Kai potrafi stworzyć genialny kawałek, to jest wręcz jego wizytówka. Kompozycja ta należy do moich ulubieńców jeśli chodzi o Insanity and Genius. No właśnie, jak zapewne wiecie, Kai na „Skelletons in the closet”, zaśpiewał ten kawałek. No i powiem wam ,że sobie poradził z tym utworem i brzmi to nawet lepiej niż oryginał. Trzecim z rzędu killerem i zarazem jedną z najlepszych kompozycji jest „Last Before The storm” i jest to dla mnie kwintesencja power metalu! I zarówno wersja z Ralfem jak i z Kaiem jest prężna, choć przeważa ta zagrana na nowo z Kaiem, która pojawiła się na „Blast From The Past”. Jest to utwór jedyny w swoim rodzaju, szkoda ,że Kai coś nie chce grać ostatnio tego kawałka na koncertach. Mamy tutaj przede wszystkim prosty i bardzo energiczny riff, który czerpie troszkę z Judas Priest, troszkę z Helloween, ale to jest 100% GR. Skoczny zwrotki i podniosły refren, który od razu wpada w ucho, to też nic nowego i to jest charakterystyczne dla wielu kompozycji tego zespołu. Gdyby dalsza część albumu była tak genialna jak 3 pierwsze utwory to byłaby wysoka ocena, a tak z każdym utworem poziomem siada. Tak jak wspomniałem album dzieli się na takie podgrupy, można powiedzieć, że killery się praktycznie skończyły, a teraz przejdziemy do jakby słabszej części tego krążka. Totalnym nie porozumieniem i bez wątpienia jedną z najsłabszych kompozycji zespołu jest „The Cave Principle”, który o dziwo skomponował Hansen. Czyżby miało być nowocześnie, miało być progresywnie? Niby jest ciężko,niby jest w miarę ciekawy riff, ale to nie jest to. To nie jest ta Gamma Ray którą kocham, którą chce się słuchać Takiego gniota to nawet na poprzednich albumach nie słyszałem. Nuda i tyle. „Future madhouse” można zaliczyć do killerów, aczkolwiek nie jest on tak genialny jak ta święta trójca czyli -No return,Tribute..,Last...Co zachwyca w tym utworze to znakomita praca muzyków, a zwłaszcza gitarzystów. Kolejnym mocnym punktem jest wokal. Co więcej kawałek ma ciekawy refren,piorunujące solówki oraz całkiem przyzwoity riff! W skrócie jest to troszkę jarcarski kawałek, ale nawet przyjemnie się go słucha. Oczywiście też Hansen jest współautorem tego utworu.”Gamma Ray” cover Birth Control. Taki dobry średniak. Utworek z początku zalatuje mi pod Sigh no more. Podczas zwrotek jest jakoś bez mocy. Jedynie co mnie zachwyciło to refren, łatwo wpada w ucho, no i partie gitarowe, które słychać w tle. Wokal umiarkowany, a solówki nawet ciekawe. Jak wspomniałem jest dobry średni utworek , który nie rzuca na kolana, no i w ogóle nie ma zbyt wiele do zaoferowania. Tytułowy „Insanity and Genius” jak dla mnie utworek dobry. Utwór na tle killerów całkiem dobrze wypada, pomimo że rewelacji w nim nie ma. Zaczyna się całkiem melodyjnym riffem, który zachwyca dobrą współpracą gitarzystów. Podczas zwrotek zwolnienie tempa, ale po paru sekundach troszkę przyspieszają. No i nawet przyjemnie to brzmi. Refren troszkę taki bez pomysłu, bez polotu, taki sobie i tyle. Solówki krótkie i tylko dobre.
W skrócie tytułowy kawałek to dobre rzemiosło i nic więcej! Do nie wypałów i tak zwanych gniotów zaliczam również balladę „18 Years”. Jest to zawsze element, z którym zespół zawsze ma problem. I tutaj nie poradzili sobie, bo brzmi to nudnie. „Your Turn is over”- zaczyna się bardzo mocną przygrywką, ale po chwili przechodzi w bardzo przyjemny riff ,który sprawia, że nóżka sama tupie w rytm muzyki. Pewnie się zastanawiacie, kto śpiewa ten utwór??? Co?
No to już wam odpowiadam.....Dirk Schlachter! Tak, dobrze widzicie, drugi gitarzysta który też ma talent do śpiewania. Refren od pierwszego obrotu podobał mi się , bo jest krótki i konkretny.
Solówki w wykonaniu Schlachtera też całkiem dobre. Tak więc można zaliczyć ten kawałek do dobrych . Do killerów i jednych z najlepszych songów zespołu zaliczyć należy „Heal Me”. Jak dla mnie najciekawsza kompozycja na tym albumie i jedna z najlepszych w okresie z Ralfem na wokalu. Najciekawsze jest to że kiedyś za każdym razem po turn is over wyłączałem płytę, bo jakoś dalszej części nie lubiłem, ale to przeszłość. Już od bardzo dawna nie wyobrażam sobie tego albumu właśnie bez tego kawałka. Najciekawsze jest to, że na tym utworze śpiewa 2 wokalistów: Ralf i Kai, gitarzysta. Jest to to jakby przedsmak tego co będzie po tym albumie. Kai będzie zarówno wokalistą i gitarzystą. Dla mnie ten utwór jest mistrzostwem , każda część tego nagrania rzuca na kolana! Zaczyna się spokojnie i może się wydawać, że będziemy mieć do czynienia z jakimś gniotem. Na szczęście jest to tylko zmyłka, bo już po paru sekundach słyszymy bardzo potężny riff, który wgniata w fotel. No później się wszystko ucisza i słychać tylko Kaia, i od razu łezki się kręcą , bo to jak on śpiewa to istna moc. Od razu nasuwa się taka myśl, czy nie mógłby on śpiewać ten cały album? Podczas zwrotki mamy niezły duet Ralfa i Kaia. Coś niesamowitego. Utwór rzuca na kolana niesamowitym klimatem oraz genialną aranżacja. Ale co jest godnej uwagi: krzyk Ralfa i krzyk Kaia w okolicach 3 minucie. No i z takim kopem powinien kończyć się album, gdyż idealnie zapowiada to co będzie nas czekać za 2 lata. Pan Hansen wróci do śpiewania i zastąpi Ralfa Scheepersa. A tak na koniec mamy kolejny gniot „Brothers” jakiś pokręcony ten utwór i jestem na nie. W wersjii remasterowanej znalazły się jeszcze 3 utworki: gamam ray ( long), save us( live) oraz exciter(cover judasów)
Podsumowując Gamam Ray nagrała całkiem dobry krążek, może bez rewelacji,ale jednak brzmi to o wiele lepiej niż na poprzedniczce. Zespól zagrał album troszkę ciężej, ale jednak nie do końca im wyszło. Na pewno wynikło to z tego że Kai niezbyt przyczynił się do tego albumu, stworzył 3 genialne utwory, a reszta to są pomysły reszty ekipy. No i ni esą takimi geniuszami jak Kai co z resztą słychać. Ale na wyróżnienie zasługuje Schalchter, który stworzył Heal Me oraz za jego grę na gitarze. Kolejną osobą którą należy pochwalić to Thomas Nack, który dodał mocy albumowi. No i również Ralf i Kai zasługują na oklaski. „Insanity & Genius” jest albumem dobrym ,w którym więcej jest wypełniaczy jak porządnej muzy, aczkolwiek miło jest czasem zapuścić sobie tego krążka,żeby powspominać czasy z Ralfem na wokalu. Album może się nie wyróżnia pośród całej dyskografii, ale jest troszkę lepiej niż na sigh no more! Warto jest zapoznać się z tym albumem ponieważ jest to ostatni album z Ralfem na wokalu, no i kończy on pewien okres Gammy Ray.
Album oceniam na 7.5/10 i myślę że trzeba znać ten album choćby ze względu na te znakomite utworki jakimi są bez wątpienia : HEAL ME , TRIBUTE TO THE PAST, NO RETURN i LAST BEFORE THE STORM! Dobra rzecz, dla mniej wymagających!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz