Jednym z tych zespołów, który
stanowił trzon pionierów gatunku progresywnego power metalu
był bez wątpienia duński ELEGY, który mimo faktu że
dzisiaj nie przejawia działalności w jakiejkolwiek formie to jednak
dorobił się pokaźnej liczby albumów. Jednak osiągnął
sporo i zostawił po sobie znaczący ślad będąc pionierem
progresywnego power metalu, nawiązując oczywiście do słynnego i
legendarnego DREAM THEATER. Styl duńskiego ELEGY w pewien sposób
nawiązuje do tego co grał DREAM THEATER, z tym że zastąpili
klawisze, drugą gitarą i wprowadzili
do swojej muzyki elementy power metalu. Poza stylem znaczącą rolę
i tym aspektem, który przesądza o wyjątkowości tego
zespołu, to bez wątpienia osoba wokalisty czyli Eduard Hovinga,
który manierą przypomina Jamesa LaBrie. Wokalista dysponuje
szeroką skalą i charyzmatyczną manierą, co pozwala czynić muzykę
ELEGY wyjątkową. To, że jest to kapela grająca oryginalnie można
już się przekonać za sprawą debiutanckiego albumu „Labirynth
of Dreams” z 1993 roku. Wszystko jednak się zaczęło w roku
1986 kiedy to dwóch gitarzystów, a mianowicie Hank van
de Laars and Arno van Brussel założyli zespół ELEGY. Na
początku skład uzupełniali wokalista Chris Terheijden, basista
Martin Helmantel i perkusista Bert Burgers. Po roku koncertowania i
wspólnym nagrywaniu materiału na pierwszy album przyszedł
czas na pierwsze zmiany w zespole. Pojawił się Ed Warby i wokalista
Eduard Hovinga. W takim składzie nagrano pierwsze demo o nazwie
„Ellegant Solution” . Co można napisać o samym albumie? O tym
co znajdziemy wewnątrz? Przede wszystkim wszystko kręci się wokół
dynamicznych i zróżnicowanych partii gitarowych, gdzie
przeplatają się frekwencje oparte na wolnym tempie, a czasami na
szybkim, power metalowym, specyficznego wokalu o szerokiej skali,
gdzie Eduard stawia na śpiewanie głównie w wysokich
rejestrach, czy też na pokręconej sekcji rytmicznej, gdzie dzieje
się całkiem sporo. Jednak nie wszystko wyszło.
Przede wszystkim zawodzi aspekt
produkcyjny, gdzie jest nieco podziemny wydźwięk, czy też w końcu
czasami przerost formy nad treścią. Jednak to wszystko jest
właściwie niczym przy tym jak brzmi cały materiał. Całość
otwiera nieco stonowany „The Grand Chance” gdzie zespół
stara się uchwycić klimat, lekkość, zróżnicowane i
progresywność. To wszystko zostaje zawarte w kompozycje, jednak
gdyby nie specyficzny wokal i intrygujące, oryginalne partie
gitarowe, to zapewne nie byłoby by takiego znakomitego efektu. Power
metal w większej ilości daje o sobie znać w dynamicznym i
melodyjnym „Im No Fool”
i w podobnej konwencji jest utrzymany rozpędzony i nieco shredowy
„The Guiding Light” .
Partie gitarowe, solówki nawiązuje do grania shredowego czy
też nawet neoklasycznego co wyraźnie słychać w dwóch
instrumentalnych kawałkach, czyli „Mass Hysteria”
czy też „All systems Go”.
Sporo utworów utrzymanych jest w średnim tempie i to słychać
w nastrojowym, nieco romantycznym „Take My Love”,
pokręconym i zadziornym „ Trouble In Paradise” , czy
też przebojowym „Over And Out” .
Najdłuższą kompozycję jest tytułowy „Labirynth of
Dreams” który stawia
na spokój, nastrój, balladową konwencję i jest to
ciekawy utwór, aczkolwiek zbyt rozciągnięty w czasie.
Niezależnie
od zalet czy wad, ten album brzmi dość oryginalnie w swojej
strukturze. Mimo wyraźnych nawiązań do DREAM THEATER słychać i
własny styl, który stawia na pokręcone, wyszukane melodie,
na wysokiej klasy wykończenie, szkoda tylko, że czasami brakuje
ognia, pewnego zaskoczenia. Potencjał może nie został w pełni
wykorzystany, ale na pierwszym albumie ELEGY zaprezentował kawał
wartościowej i oryginalnej muzyki z kręgu progresywnego power
metalu, który był jednym z pierwszych w tej dziedzinie.
Ocena:
8/10
Doprawdy intrygujące :) Aż będę musiał obczaić :)
OdpowiedzUsuńPoza tym Elegy chyba było z Niderlandów, a nie z Danii, przynajmniej tak podaje encyclopaedia metallum. A sam zespół nie przejawia żadnej działalności bo jest zawieszony i chyba szkoda, bo jest naprawdę ciekawy.
OdpowiedzUsuń