Modne staje się posiadanie dwóch wokalistów w zespole.
Zastanawiałem się jak to może funkcjonować w Gamma Ray i czeski
band Symphonity troszkę mi to zobrazował. Ten band w roku 2015
został zasilony przez Herbie Langhansa znanego z Seventh Avenue czy
Sinbreed. Jednak można mieć dwóch frontmanów i przy
tym grać swoje, jednocześnie nadając muzyce nieco zaskoczenia i
świeżości. Symphonity obecnie jest silniejszy i bardziej
precyzyjny niż kiedykolwiek. Swój warsztat muzyczne
poszerzyli o nowe rejony i na nowym krążku „King of Persia”
zespół zabiera nas w rejony symfonicznego metalu,
progresywnego power metalu, epickiego heavy metalu, a także
klasycznego power metalu. Fani Rhapsody, Avantasia, Stratovarius czy
Dionysus na pewno się odnajdą w tej muzyce. Na płytę przyszło
czekać fanom 8 lat, ale warto było. Płyta jest dopieszczona i
zaskakująca pod względem aranżacji. Bardzo dobrze został
wykorzystany potencjał dwóch wokalistów czyli Herbiego
i Olafa. Dzięki nim płyta jest dynamiczna i różnorodna, a
każdy z nich dodaje coś od siebie. Innym ważnym elementem, który
napędza całość to współpraca klawiszowca Ivo Hoffmana
oraz Libora Krivaka. Ciekawa mieszanka słodkości, agresji i
melodyjności z tego wychodzi. Dzięki tym zabiegom płyta szybko
przekonuje nas, zwłaszcza jeśli kochamy power metal i jego oblicze
z lat 90. Kolos w postaci „King of Persia” to
ciekawa forma otwarcia albumu. Od razu atakuje nas klimat pustyni,
Arabii, które tak przemawiają przez okładkę, którą
świetnie namalował pan Marschall( znany z okładek Running Wild czy
Blind Guardian). Sam utwór jest progresywny i bardzo
zróżnicowany. Sporo się w nim dzieje i to jest jego atut.
Dalej mamy już bardziej klasyczny power metal w stylu Stratovarius i
„The Choice” to fantastyczna, dynamiczna petarda.
W podobnej stylizacji utrzymany jest nieco słodszy „In the
name of God”, który ma coś z Freedom Call i
Helloween. Dla tych co lubią gitarowe smaczki i bardziej
neoklasyczne zagrywki jest równie udany „Flying” o
nieco progresywnej formie. Spokojniejszy i bardziej rockowy kawałek
w postaci „A farewell that wasnt meant to be” to
kolejna jakże udana niespodzianka. Do grona udanych kompozycji warto
dodać energiczny „Children of the light”,
ostrzejszy „Unwelcome” czy cover Neny w postaci
„Anyplace, anywhere, Anytime”, który zamyka
ten świetny album.Symphonity pokazała klasę i nagrał album
przemyślany, dopracowany i ocierający się o różne gatunki
heavy/power metalu. Każdy znajdzie coś dla siebie, a płyta na
długo zostaje w pamięci. Czekamy na kolejne uderzenie czeskiej
kapeli.
Ocena: 9.5 /10
Ocena: 9.5 /10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz