Mat
Sinner to zapracowany muzyk i liczba zespołów w których
maczał palce jest ogromna. Najlepsze jest to, że między tymi
zespołami są ogromne powiązania. Nie tylko stylistyczne, ale i
personalne. W 2016 r kapela o nazwie Sinner, która jest
prowadzona przez Mata od lat 80 zatrudniła do współpracy
Toma Naumanna i Francesco Jovino, którzy grają w Primal fear.
Tak więc można rzec, że Sinner tworzą ludzie znani z Primal
Fear. Muzycznie Sinenr miał wiele wspólnego z tym zespołem,
choć miał bardziej hard rockowe oblicze. Na nowe dzieło Sinner
przyszło czekać 4 lata, ale nie był to czas zmarnowany. „Teuila
Suicide” to dzieło solidne, rytmiczne, a przede wszystkim bardzo
hard rockowe.
Zgrani muzycy, przyjaciele i fachowcy bez większego wysiłku nagrali udany materiał, który jest równy, melodyjny, a przede wszystkim oddającym to co najlepsze w hard rocku. Nie brakuje mocnych riffów, chwytliwych melodii, czy prostych zagrywek co ułatwia odbiór całości. Sinner może nie nagrał najlepszego albumu, ale „Tequila Sinner” bije ostatnie dzieła, a to już spory sukces. Zmiany personalne nieco ożywiły zespół i wlały nieco świeżości. Okładka od razu daje znak, że szykuje się dojrzały hard rock z nutką bluesa. „Sinner Blues” to idealny kawałek, który oddaje właśnie ten klimat i to co widać na okładce. Utwór stonowany i stylistycznie pasowałby na płytę Voodoo Circle. Otwieracz „Go down Fighting” to żywiołowy i przebojowy kawałek, który daję niezłego kopa. Jest pozytywna energia, a słuchacza chcę więcej takiego grania. Bardzo cieszy fakt, że na płycie znalazło się miejsce na mocniejszy i szybszy „Tequila suicide”, który ma coś z Primal Fear. Duża dawka luzu i ciekawych melodii to bez wątpienia atuty rytmicznego „Road to hell”. Płytę sukcesywnie promował hard rockowy hit w postaci „Battle Hill”. Siłą tej kompozycji jest mocny riff i chwytliwy refren, który po prostu porywa. Dalej mamy jeszcze nieco power metalowy „Why”, melodyjny „Rebels” czy ostrzejszy „loud and clear”, które czerpią garściami z Primal Fear.
Różnie było z Sinner, a ostatnie lata ten zespół nagrywał słabe albumy i nie dawał znaków życia. Nowy skład, bardziej dopracowany styl jak i materiał dały w efekcie najlepszy krążek od czasów „Mask of Sanity”. Nie jest jeszcze to ideał, ale bardzo dobry album na pewno.
Ocena: 7.5/10
Zgrani muzycy, przyjaciele i fachowcy bez większego wysiłku nagrali udany materiał, który jest równy, melodyjny, a przede wszystkim oddającym to co najlepsze w hard rocku. Nie brakuje mocnych riffów, chwytliwych melodii, czy prostych zagrywek co ułatwia odbiór całości. Sinner może nie nagrał najlepszego albumu, ale „Tequila Sinner” bije ostatnie dzieła, a to już spory sukces. Zmiany personalne nieco ożywiły zespół i wlały nieco świeżości. Okładka od razu daje znak, że szykuje się dojrzały hard rock z nutką bluesa. „Sinner Blues” to idealny kawałek, który oddaje właśnie ten klimat i to co widać na okładce. Utwór stonowany i stylistycznie pasowałby na płytę Voodoo Circle. Otwieracz „Go down Fighting” to żywiołowy i przebojowy kawałek, który daję niezłego kopa. Jest pozytywna energia, a słuchacza chcę więcej takiego grania. Bardzo cieszy fakt, że na płycie znalazło się miejsce na mocniejszy i szybszy „Tequila suicide”, który ma coś z Primal Fear. Duża dawka luzu i ciekawych melodii to bez wątpienia atuty rytmicznego „Road to hell”. Płytę sukcesywnie promował hard rockowy hit w postaci „Battle Hill”. Siłą tej kompozycji jest mocny riff i chwytliwy refren, który po prostu porywa. Dalej mamy jeszcze nieco power metalowy „Why”, melodyjny „Rebels” czy ostrzejszy „loud and clear”, które czerpią garściami z Primal Fear.
Różnie było z Sinner, a ostatnie lata ten zespół nagrywał słabe albumy i nie dawał znaków życia. Nowy skład, bardziej dopracowany styl jak i materiał dały w efekcie najlepszy krążek od czasów „Mask of Sanity”. Nie jest jeszcze to ideał, ale bardzo dobry album na pewno.
Ocena: 7.5/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz