poniedziałek, 25 marca 2024
WHITECROSS - Fear no evil (2024)
Fani hard rocka/aor i melodyjnego metalu mogą zacierać ręce, bowiem powrócił amerykański Whitecross, które swoje złote lata miał w latach 80 i 90. Band powstał w roku 1985 i w tym swoim złotym okresie wydali 8 albumów. Powrócili potem w roku 2020 i trochę to trwało zanim band zmajstrował nowy materiał. Dochodziło do zmian personalnych, gdzie dołączył nowy wokalista David Roberts. Na perkusji jest Michael Feighan, na basie Benny Ramos, zaś partie gitarowe to sprawka niezmordowanego gitarzysty Rexa Carrola, który jest w zespole od samego początku. Czas oczekiwania się skończył i jest w końcu nowy album zatytułowany "Fear No Evil" i jak dla mnie jest to najlepsze dzieło tej chrześcijańskiej formacji.
Wiele czynników się na to składa. Mocne wyraziste brzmienie, które uwypukla każdy dźwięk. Piękna i klimatyczna okładka, która zachęca by sięgnąć po owe wydawnictwo. Dobrze wyważone kompozycje, które potrafią zapaść w pamięci. Słychać, że band włożył sporo serca i potu w te kompozycje. Jest dobre balansowanie na pograniczu hard rocka i melodyjnego heavy metalu. Rex też przyłożył się i każdy dźwięk brzmi klasycznie, świeżo i z polotem. Melodie są trafione i urocze, zwłaszcza jeśli gustuje sie w bardziej hard rockowym feelingu. No i jest jeszcze ten świetny i zadziorny głos Davida, który po prostu zachwyca. Potrafi odnaleźć się w balladach, bardziej ostrych kawałkach i potrafi przede wszystkim budować nastrój. Znakomity frontman.
Na co zwrócić uwagę słuchając płyty? Z pewnością energiczny "The way we rock" to taki wehikuł czas do lat 80. Coś z Krokus, coś z Dio można wyłapać w tym utworze, tak więc czysta klasyka. Oldschoolowo brzmi też "Lion of Judah" czy zadziorny "Man in the Mirror", które momentami przypomina twórczość Saxon. I najlepsze z całej płyty to bez wątpienia ballada "Blind Man". Co za siła przebicia, co za świeżość i przebojowość. Kocham tego typu ballady. Prawdziwa perełka na płycie. Hard rockowy feeling dostajemy w prostym "29,000", gdzie znów położono nacisk na melodie i przebojowość. Końcówka płyty jest troszkę nudniejsza, ale i tak nie psuje to pozytywnego odbioru całego wydawnictwa.
Whitecross nagrał naprawdę udany album w kategorii hard rocka i znajdziemy tutaj zarówno mocniejsze i bardziej zadziorne utwory, jest też coś dla miłośników ballad, czy radiowych przebojów. Płyta zróżnicowana i jak dla mnie najlepsza w dorobku tej chrześcijańskiej formacji.
Ocena: 8/10
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Nazwę zespół wziął od piosenki KRZYSZTOFA KLENCZONA ? Pewnie nie, ale ,,Biały Krzyż,, to jedna z najpiękniejszych polskich piosenek, a Klenczon i jego TRZY KORONY już w latach 70-tych grali całkiem ciężką muzę, i dziwi, że żadna z naszych metalowych kapel nie tworzy coverków z takich ,,10 w skali Beauforta , Port czy Nie Przejdziemy do Historii,, .
OdpowiedzUsuńAle miało przecież być o WHITECROSS. Zupełnie nie kojarzę tego zespołu z lat 80-tych, nie był lansowany w radiowej III-ce, w przeciwieństwie go takiego np. WHITESNAKE, czy wymienionego w recenzji KROKUS, a więc znany był zapewne tylko nielicznym. ,,Fear No Evil,, może się podobać bo to miejscami bardzo mocna, ale i też zróżnicowana i pełna smaczków muzyka, a ten SAXON faktycznie też słychać, zresztą okładka jednej z płyt WHITECROSS to jak brat bliźniak ,,Lionheart,, . ,,Jackhammer,, powinien otwierać tę płytę, bo to taki odpowiednik ,,Eruption,, VAN HALEN, nie tak tylko efekciarski.
,,Blind Man,, ballada fantastyczna zresztą, też się kojarzy, z pościelówą DEEP PURPLE ,,When a Blind Man Cries,, , która była gwoździem programu każdej prywatki w PRL. ,,Wishing Well,, pamiętam, to był riffowy mocarz zespołu FREE, a tutaj to taka dość prosta balladka. Same analogie, ale WHITECROSS nikogo nie kopiują, a w kategorii muzy troszkę lżejszej, to najlepsze co w tym roku słyszałem. Oprócz wyróżnionych w recenzji utworów wyróżniłbym jeszcze pełen wykonawczego luzu, wirtuozersko podany i przebojowy ,,Vandetta,, , no i oczywiście mocarnie wściekły niczym charkot buldoga kawałek tytułowy.