wtorek, 23 lipca 2024

PAUL DI'ANNO WARHORSE - Warhorse (2024)

 


Paul Di'Anno to gwiazda zapomniana i mało aktywna w ostatnim czasie. Ostatnie wydawnictwo to był debiut z Architects of Chaoz, który był naprawdę świetny. To był rok 2015. Paul nie ma lekko, jak nie zmiany zespołów to problemy zdrowotne i tak już to wygląda od dłuższego czasu. Miło jest widzieć, że nie poddaje się i wciąż walczy. Dobrze jest zobaczyć jedną z gwiazd, która wprowadziła mnie do świata metalu, że wciąż nagrywa nowe kawałki i wciąż próbuje swoich sił, choć najlepsze lata ma już dawno za sobą. Wokalne to już wiadomo jak to wygląda. Trzeba się przyzwyczaić. Mija 9 lat od debiutu Architects of chaoz, a teraz Paul Di'Anno ma zespół Warhorse i to pod takim szyldem wydaje swój debiutancki album zatytułowany "Warhorse". Płyta miała premierę 19 lipca nakładem Bravewords records. Jest coś z hard rocka, coś z klasycznego heavy metalu i bliższe to takiemu Battlezone niż iron maiden czy Architects of Chaoz.

Okładka zalatuje jakimś tanim hip hopem, brzmienie też raczej średniej klasy. Wokal Paula wiadomo nie taki jak kiedyś, choć tutaj wypada naprawdę dobrze. Kwestia przyzwyczajenia. Na pewno dobrze radzi sobie w takiej konwencji na pograniczu heavy metalu i hard rocka. Potrafi jeszcze śpiewać drapieżnie i nieco urozmaicać kawałek swoim głosem. Skład uzupełnia Pupi i Madiraca, czyli dwóch gitarzystów znanych z Chorwackiego Rapid Strike. Nie serwują niczego nadzwyczajnego i dużo tu wtórności i oklepanych patentów. Problem tkwi w samym pomysłach i aranżacjach. Nie wszystko poszło tutaj dobrze. Mamy pełno niedociągnięć, a płyta przez to nie równa i momentami nudna.

Jest kilka kompozycji wart uwagi. Na długo został mi w pamięci zamykający "Going Home". Lekki, skoczny i przebojowy utwór, gdzie słychać stare dobre czasy Paul Di'Anno, a nawet coś z NWOBHM. Dobry przykład na to, że ten band stać na więcej. Dobrze wypadają też dwa dobrze znane single. "Stop the War" ma bardzo udane wejście gitar w początkowej fazie, a potem to już wiadomo prosty, mało wymagający heavy metal, gdzie Paul pokazuje że jeszcze potrafi śpiewać. Wiadomo, dalekie to od ideału i pierwszych płyt iron maiden. Zadziorny i nieco przypominający Battlezone i heavy metal z lat 80. Refren łatwo wpada w ucho i to jest jeden z mocniejszych utworów na płycie. Solidny heavy metal mamy w otwierającym "Warhorse" i choć nie ma tu nic nadzwyczajnego to słucha się tego dobrze od pierwszych sekund. "Get get ready" niby hard rockowy, ale już znacznie słabszy od wyżej wspomnianych utworów. Średnie kawałki zdominowały ten album i choć są przebłyski to niestety dominuje uczucie irytacji i zniesmaczenia. "The Doubt within" miewa dobre momenty, ale znów czegoś zabrakło by mógł powstać killer. Jest też nastrojowy "Forever bound" który pokazuje że Paul potrafi śpiewać w spokojniejszych kawałkach, gdzie mamy elementy balladowe. Dobry utwór, który ma zadatki na heavy metalowy przebój. Nijaki i przekombinowany "Precious" to komercja i nic ponadto. Nie przekonało mnie to.

"Warhorse" świata nie zwołuje i to płyta skierowana do wąskiego grona fanów, którzy kochają głos Paula i maja nieco spaczony osąd przez jego dokonania. Płyta miewa dobre momenty, ale dominują jednak słabsze momenty. Jest sporo do poprawy, ale miło jest usłyszeć że Paul Di'Anno jest jeszcze w biznesie i wciąż tworzy nową muzykę. Zawsze posłucham i zawsze znajdę coś dla siebie, bo w końcu to jeden z tych głosów, tych gwiazd, które mnie wprowadziły do świata heavy metalu. Płytę trzeba posłuchać i wyrobić swoje zdanie. Gniot na pewno nie, ale do ideału też bardzo daleko.

Ocena: 5/10

1 komentarz:

  1. Instrumentaliści na tej płycie wykonują naprawdę świetną robotę, ale niestety, wokal wyraźnie odstaje.

    OdpowiedzUsuń