Iron Maiden to guru wielu zespołów, źródło ich pomysłów i nie inaczej jest z nieco Undergroundowym Attick Demons z Portugalii. Dlaczego podziemny? No jest to kolejny zespół o którym nic za dużo wiadomo. Cóż wiadomo na ich temat? Zespół powstał z inicjatywy wokalisty Aruta Almeida, który postanowił grać muzykę w klimatach heavy/ power metal. Tak jak wspomniałem są ślepo wpatrzenie w żelazną dziewicę, czy też Edguy. Dowodem tego może być choćby fakt grania z Paul Di Anno, czy też coverów dziewicy. Ale żeby grać pod dziewicę trzeba mieć kogoś na miarę Bruca Dickonsona, a Attick Demons jak mało który zespół grający pod IM ma takiego wokalistę. Artur Almeida to wokalista, który techniką i manierą przypomina Bruca Dickinsona i to tego z Brave new World. Tak zespół swój debiutancki album „Atlantis” wyda pod koniec sierpnia za pośrednictwem wytwórni Pure steel. Skład, który nagrał album tworzą : Artur Almeida...wokal, Goncalo Pais...perkusja, Joao Clemente... bas, Luis Figueira...gitara, Hugo Monteiro..gitara, Nuno Martins...gitara, haha 3 gitary czyżby kolejna wyraźna wspólna cecha?
Co by nie powiedzieć, album zaciekawił mnie tylko z jednego powodu, bo nikt ani nie polecił mi owego krążka, a na forach internetowych też nikt zbytnio nie wspomina owego albumu, to chyba przez to że nie robi takiego szumu jak Iron Maiden czy Edguy, a krążek bije na głowę ostatnie dzieła wyżej wspomnianych zespołów. Okładka o której wspominam zaliczam do najlepszych w roku 2011.
Typowo w stylu Iron Maiden zaczyna się otwieracz „Back In Time” i to słychać zarówno w sekcji rytmicznej, choć nie ma tutaj takiej pulsującej partii basowej. Ale to w jaki brzmią gitary od razu nasuwa się Adrian Smith, Dave Murrray. I pod względem gitarowym brzmi to wyśmienicie, jest melodyjnie, jest dynamicznie i nawet agresywnie. Ale czym byłby zespół bez Artura? Bez kopii Dickinsona? Hmm kolejną nie wierną kopią. Zespół przeciwnie do oryginału z Wlk Brytanii nie bawi się w progresywne kolosy, a stara się pogodzić brzmienie i wydźwięk ostatnich albumów dziewicy z ich stylem z lat 80. To co kiedyś stanowiło o potędze IM teraz stanowi o potędze Attick Demons, o czym mowa? O solówkach moi drodzy, tego brakuje obecnej dziewicy, te melodyjne solówki, które zawsze pozostawały w pamięci. Dobry wstęp robi smak na dalszą część. Tytułowy „Atlantis” to miks melodyjności Iron Maiden i skoczności Edguy tego ze wczesnego okresu. Nawet momentami Artur śpiewa pod Sammeta. Tym razem power metalu nieco mniej, ale i tak dynamiki i agresji nie brakuje. Pewnie kombinujecie dlaczego momentami mamy brutalniejszy wokal, no cóż to nasz kochany gość dodaje swoje 3 groszy do kawałka. Któż to jest? Ano Paul Di Anno we własnej osobie, a gitarowego geniuszu tutaj dodaje sam Ross the Boss i lepszej rekomendacji nie trzeba. Artur jest bardziej wszech strony niż Bruce, bo śpiewa nie tylko pod Bruca czy pod Sammeta, bo słychać też Monroe'a z Metal Church. Solówki w przypadku tego kawałka mają w pewnym momencie zaloty pod NWOBHM. Sporo starego Iron maiden usłyszymy w „City of Golden Gates” dziwne, ale tytuł skojarzył mi się z Poverslave i nawet muzycznie gdzieś ten okres zalatuje. Znów więcej Heavy Metalu i więcej dziewicy w gitarach i dla fanów takich dźwięków jest to uczta dla uszu. Te melodie wygrywane przez gitarzystów ten wokal, ta struktura. Jednak zawsze to będzie klasę niżej. Dlaczego? Nie ma tutaj kompozytora jakim jest Harris. Nikt tutaj nie komponuje takich genialnych kompozycji, nie ma takich killerów, nie ma przebojów, ale wszystko na bardzo dobrym poziomie jak najbardziej utrzymane. Najmniej dziewicy słychać w „The Flame of Eternal Knowledge” gdzie coś w stylu Edguy dominuje. Tym razem kawałek bardziej komercyjny, nieco lżejszy, nawet rzekłbym bardziej hard rockowy. Czyżby coś co miałoby promować album? Jakoś nie widzę ich w takim graniu, lepiej wtórnie, ale na bardzo dobrym poziomie. „Riding The storm” tutaj początkowy riff i owa melodia nasunęła mi Metal Church czy też Accept i nieco to za toporne jak na Maiden. Choć wierzcie mi że i tutaj gdzieś pojawiają się melodie zagrywane z miłości do żelaznej dziewicy. Utwór dobry, ale znów czegoś mi zabrakło? Tym razem mamy za to bardzo wyraźny, przebojowy refren. Słabsze melodie, słabsze motywy zachowana dla początkowej fazy „Sacrifice” choć tutaj jest momentami typowe Maiden, taki skoczny riff i bujający motyw. Co ciekawie wypadło w tym kawałku to refren. Riff może nie jest jakiś oryginalny i w miarę atrakcyjny. „Meeting The queen” i tutaj zaskoczenie. Babski wokal jako wokal wspierający, podniosłość, romantyczny klimat, ballada i choć maiden jest najmniej, to kawałek jest uroczy i taki ciepły. No jedna z ciekawszych ballad tego roku. Najagresywniejszy i najbardziej taki drapieżny jest „In Memorian” i tutaj zaczęło się lekkie kombinowanie i nieco odejście od grania pod dziewicę. Też kawałek co najmniej dobry, ale szału też nie ma, bo brakuje coś by utkwiło w pamięci na dłużej, ale ciężar i nieco agresji tutaj na plus. U Iron maiden często na koniec mieliśmy kolos na koniec albumu, tutaj Attick Demons daje kolejny 5 minutowy kawałek- „Listen To The Fool” i też niczego nie brakuje tej kompozycji, choć ja bym się pokusił o nieco bardziej wyraźny, bardziej melodyjny riff, bo tak znów nie dosyt pozostaje. I po raz kolejny solówki pretendują do najlepszego momentu i to nie pierwszy raz.
Album przelaciało szybko, bo w sumie całość trwa niecałe 45 minut to zleciało szybko. Jakie wrażenie? Bardzo dobre granie pod Iron Maiden z wokalistą będącym dobrym lustrzanym odbiciem Bruca Dickinsona z Brave new World. Muzycznie tez nie raz się przekonamy że kwartet Figueira, Monteiro., Martins chce być drugim kwartetem Murray, Smith, Gers i wychodzi im to naprawdę znakomicie. Muzycy są bardzo dobrzy, bardzo dobra produkcja, bardzo piękna okładka, jedna z tych piękniejszych w tym roku, mamy 2 znakomitych gości, więc w czym rzecz, że nie ma totalnego zniszczenia? No jak wspominałem wcześniej nie ma tutaj kompozytora na miarę Harrisa, który by tworzył po kilka genialnych kompozycji. Tutaj najczęściej spotykamy się z dobrym/ bardzo dobrym komponowaniem, gdzie brakuje zapadających na dłużej motywów, gdzie refreny mogłyby być bardziej porywające. Wszystko brzmi bardzo dobrze i debiutanci nie mają się czego wstydzić, bo pokazali że można grac wtórnie, pod IM, ale z energią i z głową. Szkoda, że tylko nie osiągnęli perfekcji, genialności. Ale rezultat w postaci 7.5/10 też należy zaliczyć do udanych. Gorąco polecam fanom Iron maiden to głównie do nich kierowany jest ten album.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz