Kolejną reckę zacznę dość nie typowo bo od linka do sampla http://www.youtube.com/watch?v=y6AWpA8gUsU a to po to żeby osoby które nie słyszały wcześniej mogłoby same ocenić muzykę Crown of Glory który nagrał na A Deep Breath of life. Założę się że takie osoby ,które są przy zdrowych zmysłach w życiu by nie powiedziały że to muzyka zespołu który debiutuje ,lecz zespołu który już ma sporą liczbę albumów na swoim koncie i nie dziwiłbym się takim osobom bo sam tak uważałem póki nie przekopałem internet.
No właśnie zespół za debiutował owym albumem w 2007 roku, choć zespół działa od roku 2001 i co by nie powiedzieć jest to jeden z ważniejszych debiutów roku ,ba można śmiało użyć stwierdzenia debiut roku w przypadku tego albumu. Jednak album może nie jest zupełnie perfekcyjny ani też ponadczasowy ,to jednak urzeka on swobodą i luzackim graniem zespołu ,bo nie mama tutaj jakiś udziwnień a wręcz przeciwnie mamy materiał bardzo melodyjny i bardzo chwytliwy i tutaj panowie królują. Ale wszystko po kolei , zacznijmy od takich spraw takich bardziej oficjalnych...
Album zdobi całkiem przyjemna dla oczu szata graficzna, a sama produkcja albumu jest równie nie zła. Szwajcarski zespół na swoim debiutanckim albumie umieścili 11 kompozycji z pogranicza takich zespołów jak Stratovarius, Royal Hunt czy też pretty maids. A jeśli to nic nikomu nie mówi to zaznaczę że mamy do czynienia z melodyjnym metalem. A co do kompozycji ta są na wysokim poziomie jak debiutantów i w są w miarę równe.
Już sam otwieracz The Calling robi spore wrażenie. I nie ma się czemu dziwić skoro zespół zadbał o każdy szczegół. Proszę sobie posłuchać tych znakomitych melodii ,tych partii gitarowych tych wokali jakie występują w tym utworze,no prawdziwy rarytas. To w ogóle nie brzmi jak debiut!
Kolejny utwór Patchfinder jest bardzo mocnym punktem albumu. Szybki i bardzo chwytliwy i sporo tutaj słyszę choćby Stratovariusa. Dobrze się prezentuje nieco mocniejszy i nieco progresywny TheRazors flight w którym udział wziął Englund z Evergrey. A w samym utworze urzekły mnie oczywiście partie klawiszowe!Jednak muszę przyznać, że sam utwór jakoś mi niezbyt pasuje do reszty,a le to może moje widzi mi się. Kolejny utwór to Inspiration i co tutaj ukrywać , jest to mój nr.1 na tym albumie. nieco spokojniejszy ,ale niszczy obiekty klimatem, porywającym refrenem oraz partiami wokalnymi. Znakomity przykład tego, że zespół idealnie sobie radzi z dłuższymi kompozycjami i właściwie to one zdominowały album. A takim prawdziwym killerem pod względem szybkości i ostrości to na pewno jest The Prophecy- utwór do którego dałem link. Dlatego że jest to najkrótszy utwór na albumie i znakomicie oddaje charakter albumu.
Obok the Inspiration jest to mój drugi ulubiony utwór.Bo jest bardzo energiczny i zachwyca mnie swoją lekkością i nie banalną warstwą instrumentalną. No tak jak wspomniałem mocną stroną zespołu są długie wałki, a kolejnym tego dowodem są 7 minutowa ballada Save me .
Numer 7 to kolejna perełka Anthem of the End - który też zaliczam do tych najbardziej energicznych utworów. I po raz kolejny zespół pokazał klasę, wystarczy posłuchać tych partii wokalnych czy też riffu . Noż kurde czy to nie brzmi fantastycznie? Należy tez nadmienić że mamy tutaj bardzo imponujące solówki. I słychać że teraz zespół prezentuje nam najlepszą cześć albumu, bo takie utwory jak Mirror, Mirror czy też Ikarus zaliczam do tych bardzo dobrych.
Z pytacie dlaczego? przecież to takie smętne utwory.... Ano dlatego, że urzekło mnie w nich pomysłowość oraz podniosłość ,zróżnicowanie i nie trzymanie się jednego motywu.
Kolejną ostatnią perełką na albumie jest See you Rise w którym znów jest wszystko perfekcyjne. A ja sobie pozwolę sobie wywyższyć nieco zajebisty refren oraz partie klawiszowe nieco przypominające te z Rainbow.A album zamyka zupełnie nie potrzebny The lament of The Wind który jest nudny i na dodatek trwa 7 minut, noż kurna „Save me” mi się bardziej podobał.
Uważam że można było sobie darować ten utwór. Ale jeden wypełniacz to i tak niezły wynik nie sądzicie?
A Deep Breath of Life będzie dla jednych oklepanym ogrywaniem sprawdzonych i oklepanych patentów a dla fanów takiego grania będzie to kolejna dawka świetnej muzyki. Oponenci zapewne zarzucą zespołowi wszystko : brak oryginalności, posępne tempo czy też banalne teksty. Jednak jedno trzeba im pogratulować, ci faceci naprawdę czują co grają a robią to na poziomie. Słychać że nie ma napinki ,nie ma sztucznego grania na siłę, wręcz przeciwnie zarejestrowano luzacki materiał wypełniony po brzegi melodiami i świetnymi riffami. Na pewno ciężko byłoby się katować tym albumem co dziennie ,ale raz na jakiś czas jak najbardziej tak. Nie wiem jak inni ja uważam że ten album jest ciekawą propozycją jeśli chodzi o rok 2008 jak i ten gatunek. I choć nie będzie to kamień milowy ,nie będzie to płyta do której będziecie co dziennie wracać , to jednak warto się zapoznać z tym albumem , bo jest to bardzo dobra rzecz w tym gatunku a na pewno znajdzie się więcej osób niż ja które cenią wyczyn tego zespołu.
Obiektywnie można śmiało wystawić 8.5/10 i panowie mogą być z siebie dumni!
No właśnie zespół za debiutował owym albumem w 2007 roku, choć zespół działa od roku 2001 i co by nie powiedzieć jest to jeden z ważniejszych debiutów roku ,ba można śmiało użyć stwierdzenia debiut roku w przypadku tego albumu. Jednak album może nie jest zupełnie perfekcyjny ani też ponadczasowy ,to jednak urzeka on swobodą i luzackim graniem zespołu ,bo nie mama tutaj jakiś udziwnień a wręcz przeciwnie mamy materiał bardzo melodyjny i bardzo chwytliwy i tutaj panowie królują. Ale wszystko po kolei , zacznijmy od takich spraw takich bardziej oficjalnych...
Album zdobi całkiem przyjemna dla oczu szata graficzna, a sama produkcja albumu jest równie nie zła. Szwajcarski zespół na swoim debiutanckim albumie umieścili 11 kompozycji z pogranicza takich zespołów jak Stratovarius, Royal Hunt czy też pretty maids. A jeśli to nic nikomu nie mówi to zaznaczę że mamy do czynienia z melodyjnym metalem. A co do kompozycji ta są na wysokim poziomie jak debiutantów i w są w miarę równe.
Już sam otwieracz The Calling robi spore wrażenie. I nie ma się czemu dziwić skoro zespół zadbał o każdy szczegół. Proszę sobie posłuchać tych znakomitych melodii ,tych partii gitarowych tych wokali jakie występują w tym utworze,no prawdziwy rarytas. To w ogóle nie brzmi jak debiut!
Kolejny utwór Patchfinder jest bardzo mocnym punktem albumu. Szybki i bardzo chwytliwy i sporo tutaj słyszę choćby Stratovariusa. Dobrze się prezentuje nieco mocniejszy i nieco progresywny TheRazors flight w którym udział wziął Englund z Evergrey. A w samym utworze urzekły mnie oczywiście partie klawiszowe!Jednak muszę przyznać, że sam utwór jakoś mi niezbyt pasuje do reszty,a le to może moje widzi mi się. Kolejny utwór to Inspiration i co tutaj ukrywać , jest to mój nr.1 na tym albumie. nieco spokojniejszy ,ale niszczy obiekty klimatem, porywającym refrenem oraz partiami wokalnymi. Znakomity przykład tego, że zespół idealnie sobie radzi z dłuższymi kompozycjami i właściwie to one zdominowały album. A takim prawdziwym killerem pod względem szybkości i ostrości to na pewno jest The Prophecy- utwór do którego dałem link. Dlatego że jest to najkrótszy utwór na albumie i znakomicie oddaje charakter albumu.
Obok the Inspiration jest to mój drugi ulubiony utwór.Bo jest bardzo energiczny i zachwyca mnie swoją lekkością i nie banalną warstwą instrumentalną. No tak jak wspomniałem mocną stroną zespołu są długie wałki, a kolejnym tego dowodem są 7 minutowa ballada Save me .
Numer 7 to kolejna perełka Anthem of the End - który też zaliczam do tych najbardziej energicznych utworów. I po raz kolejny zespół pokazał klasę, wystarczy posłuchać tych partii wokalnych czy też riffu . Noż kurde czy to nie brzmi fantastycznie? Należy tez nadmienić że mamy tutaj bardzo imponujące solówki. I słychać że teraz zespół prezentuje nam najlepszą cześć albumu, bo takie utwory jak Mirror, Mirror czy też Ikarus zaliczam do tych bardzo dobrych.
Z pytacie dlaczego? przecież to takie smętne utwory.... Ano dlatego, że urzekło mnie w nich pomysłowość oraz podniosłość ,zróżnicowanie i nie trzymanie się jednego motywu.
Kolejną ostatnią perełką na albumie jest See you Rise w którym znów jest wszystko perfekcyjne. A ja sobie pozwolę sobie wywyższyć nieco zajebisty refren oraz partie klawiszowe nieco przypominające te z Rainbow.A album zamyka zupełnie nie potrzebny The lament of The Wind który jest nudny i na dodatek trwa 7 minut, noż kurna „Save me” mi się bardziej podobał.
Uważam że można było sobie darować ten utwór. Ale jeden wypełniacz to i tak niezły wynik nie sądzicie?
A Deep Breath of Life będzie dla jednych oklepanym ogrywaniem sprawdzonych i oklepanych patentów a dla fanów takiego grania będzie to kolejna dawka świetnej muzyki. Oponenci zapewne zarzucą zespołowi wszystko : brak oryginalności, posępne tempo czy też banalne teksty. Jednak jedno trzeba im pogratulować, ci faceci naprawdę czują co grają a robią to na poziomie. Słychać że nie ma napinki ,nie ma sztucznego grania na siłę, wręcz przeciwnie zarejestrowano luzacki materiał wypełniony po brzegi melodiami i świetnymi riffami. Na pewno ciężko byłoby się katować tym albumem co dziennie ,ale raz na jakiś czas jak najbardziej tak. Nie wiem jak inni ja uważam że ten album jest ciekawą propozycją jeśli chodzi o rok 2008 jak i ten gatunek. I choć nie będzie to kamień milowy ,nie będzie to płyta do której będziecie co dziennie wracać , to jednak warto się zapoznać z tym albumem , bo jest to bardzo dobra rzecz w tym gatunku a na pewno znajdzie się więcej osób niż ja które cenią wyczyn tego zespołu.
Obiektywnie można śmiało wystawić 8.5/10 i panowie mogą być z siebie dumni!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz