wtorek, 9 sierpnia 2011

ACLLA- Landscapre Revolution (2011)


Muzyka ma czasami coś do powiedzenia nie tylko przez dźwięki, ale przede wszystkim przez teksty. Takie powołanie poczuli Brazylijczycy z Aclla. Zespól powstał w 2007 z inicjatywy wokalisty Tato De luca. A celem zespołu jest skłonić ludzi do innego nastawienia do natury, skłonić do refleksji i innego podejścia do sprawy, a więc szanujmy nasze środowisko. No tematyka dość oryginalna jak na zespół który gra heavy/power metal. Co przyciągnęło mnie jako słuchacza do ich debiutanckiego albumu „Landscape revolution” z tego roku ? Dwaj muzycy, którzy udzielali się przy solowych albumach Andre Matosa. No a co do wydania albumu tez jest to niepewne, bo jedne źródła piszą ze rok wydania 2010, a inne że 2011, więc trzymać się będę tej ostatniej opcji, bo teraz właściwie natknąłem się na album.


Zespół dobrze zaczyna przygodę, dobre otwarcie albumu w postaci „Totem” i kto by pomyślał, że to kapela z Brazylii. Ja tu słyszę, bardziej Europę i najwięcej Niemców. Zespół właściwie nie gra niczego nowego, dość oklepane to i dość znajome, ale dynamika i melodyjność nie pozwala przekreślić, tego co gra Aclla. Jest chwytliwy refren, jest ciekawa solówka, ale to wszystko jest co najwyżej dobre. Z kolei taki „Hidden Dawn' zdradza zaloty zespołu pod epickie granie. Jest wolne tempo jest waleczność, ale nie taki jest utwór, Bo to znów power/heavy metal spod znaku Niemiec i słyszę tutaj Sinbreed, a także też coś z Gamma Ray. Ogólnie jest to kolejna dobra, nawet bardzo dobra kompozycja. Ma chwytliwą melodię, riff też mocny, ale nieco monotonny, a z kolei refren jest jakoś mało porywający. Partie gitarowe najlepiej wypadają i to one wyciągają kawałek na wyżyny. Inny styl prezentuje „Under twlight Skies” i tutaj zespół daje u7pust progresywnego Rocka. Może nie było to by złe, gdyby nie łagodny wydźwięk i skręcenie w uliczkę, która okazała się ślepa. Czasami zróżnicowanie albumy odbywa się kosztem poziomu krążka, tak jest i tutaj. Bardzo podoba mi się nieco w stylu Judas Priest „Ride”. Jest szybko, agresywnie i nawet miło się tego słucha, a to za sprawą odpowiednio wyważonej proporcji między melodyjnością i agresją. Szkoda tylko, że refren nie jest tak dobry jak partie gitarowe. Co jednak oprócz warstwy instrumentalnej zachwyca w tym kawałku, to wokal Tato jest idealnie pasujący do takiego grania. Tak jak miło słucha się „Ride” tak ciężko strawny jest „ Living For dream” czyżby Bon jovi miał na nich wpływ. Kombinowanie i wplatywanie różnych nie pasujących partii dało w efekcie koszmarny wypełniacz. Ciekawie prezentuje się „Jaguar” nieco agresywniejszy wzorowany na thrash metalowych kapelach co słychać w głównym riffie. A więc taka warstwa instrumentalna warta uwagi, cała reszta do zapomnienia. Szkoda że zespół nie jest w stanie stworzyć dobrego w pełni utworu i najczęściej kończy się partiach gitarowych czy wokalnych. Samo tworzenie utworów zostało położone. „Overcoming” brzmi znajomo, ale co by nie napisać znów średnie granie pod hard rockowe kapele. Znów lekkie granie i znów gdzieś trochę progresywnego grania przemycono. Najkrótszy na albumie jest „Landscape Revolution” gdzie słychać dziwne dźwięki i dobrze że trwa to kilka sekund. Na koniec zespół się lituje i daje posłuchać lepszych kompozycji niż do tej pory, a zaczyna się od „Flight of the 7th Moon” gdzie słychać Ironów w początkowej frazie, a także Gamma Ray choćby w riffie. Jak dla mnie jedna z najlepszych kompozycji na albumie, dynamiczna, melodyjna a do tego nie jest zagrana na siłę ani tym bardziej nie jest przekombinowana. W końcu zespół zaprezentował nie co ciekawszy refren, który porywa. No i słychać tutaj tez nie złe bawienie się wokalem. Również coś z niemieckich kapel ma „Trace” i znów mamy ciekawą kompozycję, przede wszystkim chwytliwą i taką banalną, gdzie nie ma jakiś głupich wtrąceń i udziwnień. Dobry heavy/power metal, ale nic ponadto. W takim „Beyond the Infinite Ocean „ słychać coś z klimatów Running Wild, nawet Blind Guardian daje o sobie tutaj znać. Kompozycja skoczna i bardzo bujająca i też jedna z lepszych na płycie. Śmiesznie wypada ballada „Sun o Moon” taka nadająca się do ogniska i do niczego więcej. Bez wątpienia zespół mógłby zmienić którąś z tych nijakich kompozycji na te znajdujące się na liście bonusów: Taki „Who brings The Night” prezentuje że granie w stylu power/heavy metalu nie musi być bolesne i nudne i może być do bólu proste. Z koeli taki „Sunight” też udowadnia że można grać skoczny heavy metal, który zachwyca swoją swobodą i radosnym klimatem.


Aclla to zespół jak dla mnie sezonowy, posłuchałem, poznałem i w sumie zapomniałem. Bo nie jest to jakieś atrakcyjne granie. Nie ma w tym ani przebojowości, ani poziomu instrumentalnego, który by poraził geniuszem. Nie ma też jakiś ciekawych kompozycji o których można by dyskutować całe dnie. Granie prezentowane przez ten brazylijski zespół jest nijakie. Zespół nie wie co chce grać i to jest problem. Mógłby bardziej skupić się na takim graniu jak „Flight....” może tez nie jest to oryginalne ale przynajmniej milsze w odsłuchu. Za dużo kombinowanie wg mnie, lepiej trzeba było iść prostą drogą, anie krętą. Zespół póki co jako ciekawostka i nic więcej. Nie ma przebicia w tym roku, a w następnym.... cóż czas pokaże. Ale myślę, że świat o nich zapomni. Nota: 5/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz