A gdyby tak w ACCEPT albo MANOWAR śpiewałaby kobieta? Czy byłby to koniec świata? Na pewno dla wielu fanów tak. Jednak trzeba pojąć wagę owej sytuacji. Kobiety pchają się do heavy metalowego rynku i trzeba przyznać, że nie które z nich mają szanse zaistnieć i stać się może w nie dalekiej przyszłości ikonami. W przypadku finlandzkiego BATTLE BEAST to nie tyle wokalistka Nitte przyciąga uwagę, co zespół jako całość. Kim są? Skąd się wzięli? Wystarczy napisać, że to zespół, który wygrał współzawodnictwo w konkursie W:O:A Metal Battle. To wydarzenie otworzyło im drzwi do kariery. Stacje radiowe nagłośniają ich kawałki, a w kwietniu zespół wydał debiutancki album „Steel”. I tym razem nie jest to kolejna kopia IRON MAIDEN i zespół bije wydawnictwa innych kapel grających w stylu lat 80. BATTLE BEAST oprócz grania w stylu lat 80, co słychać w partiach gitarowych, przemyca też przebojowość, która jest charakterystyczna dla tamtejszego kraju. Stara się nikogo nie udawać, stara się grać heavy metal taki jaki czują. W latach 80 hurtowo powstawały hymny chwalące Heavy Metal. Ostatnio jednak ciężko o takie hymny. Mam nadzieję, że BATTLE BEAST zmieni owe notowania, ponieważ na debiutancki album sporo znalazło się utworów o takiej charakterystyce. Takim przykładem z pierwszej ręki jest promujący „Enter the metal World” w którym połączono bojowość MANOWAR, rytmiczność DIO, a także szkołę niemieckiego heavy metalu spod znaku ACCEPT. W kategorii hymn metalowy utwór zajmuje u mnie szczytowe miejsce. BATTLE BEAST nie kryje też inspiracji zaczerpniętych z rodzimego LORDI. Słychać tą samą przebojowość i hard rockowe szaleństwo. I najlepiej to oddaje „Armageddon Claw”. Ciekawym pomysłem było połączenie w „The band of The Hawk” epickości, waleczności MANOWAR z hard rockowym feelingiem, który najbardziej daje o sobie znać podczas partii klawiszowych. Hard rock i stare płyty DIO o sobie znać w dynamicznym „Justice and Metal” i nawet wokalistka Nitte barwą głosu stara się zbliżyć do Dio. Z kolei tytułowy „Steel” mógłby znaleźć się na jakimś wcześniejszym albumie ACCEPT. Partie gitarowe są wręcz w podobny sposób zagrane, jednak refren i przebojowość szybko sprowadzają nas na ziemię i przekonują, że to nie ACCEPT a BATTLE BEAST. Co ciekawe na albumie znajdują się także szybsze kompozycje, jak choćby „Cyberspace” w który pełno odniesień do power metalu, czy też przesiąknięty klawiszami „Victory”. Nie można też pominąć singlowego „Shom me how to die” który też jest przebojowym heavy metalem, w którym spotyka się świat DIO ze światem LORDI.
To pod jakim kątem będzie się słuchało album, ma wpływ jaką ocenę się postawi. Jako recenzent, który poszukuje nowinek na rynku heavy/power metalowym, mógłbym postawić siedem i odprawić z kwitkiem, bo to już wszystko gdzieś było. Jako fan męskich wokalistów, mógłbym rzecz, że Nitte śpiewać nie umie, a mnie tylko irytuje i odprawić zespół dając siedem. Jednak to co mnie jako słuchacza uraczyło w tym albumie, to radość z grania muzyków, z ich dobrego wyczucia rytmu, z pomysłu na granie, a także podanie czegoś starego i zarazem nowego. BATTLE BEAST to dowód na to, że można grać pod stare kapele i do tego bez zażenowania i kompleksów. Jeśli raz się wejdzie do heavy metalowego świata BATTLE BEAST to już się nigdy nie wyjdzie. Ocena: 9/10
Jak dla mnie Battle Beast to takie kizi mizi. Tej dziewoi za za mikrofonem nie mogę słuchać i polecałbym zespół o nazwie Headless Beast. Kopią dupę.
OdpowiedzUsuńU mnie szał na ten album minął:P Fajnie się słuchało, ale przeszło mi . A ten twój polecany zespół znam, ale większych emocji na mnie nie wywarł:P
Usuń