Każdym metalowym świętem jest dzień, w którym album wydaję niemiecki UDO, a więc marka którą wypracował w pocie czoła lider, czy też były wokalista ACCEPT – Udo Dirkschneider. Pod tym szyldem mały kapral stworzył sporo albumów i pomimo narzekań malkontentów wciąż sprzedają się jak świeże bułeczki. Bo muzyki w stylu ACCEPT nigdy za mało. Przeglądając dyskografię niemieckiego zespołu można dojść do wniosku, że to rzemiosło oparte o stare patenty. Tylko z tym jest tak, zespół cały czas wydaje solidne albumu, a o coś więcej niż dobry album ciężko. Najwyższą formę zespół miał oczywiście na „Faceless World” i „Timebomb” potem było różnie. Jednak po dziesięciu otrzymałem krążek, który jest nie tylko solidny, ale ma metalowe hymny, ma petardy i rasowe heavy metalowe granie, jakim zachwycał UDO na początku swojej kariery, a także za czasów ACCEPT. Rok 2004 to premiera dziewiątego studyjnego albumu niemieckiej formacji. Światło dzienne ujrzał „Thunderball” i tytuł wręcz ACCEPTowy. Muzycznie to jest to do czego przyzwyczaił nas Udo Dirkcschneider, a więc rasowy heavy metal, nieco toporny, nieco kwadratowy i oparty o sprawdzone patenty. Fani Udo Dirkschneidera będą zachwyceni, anty fani mają powód do karcenia owego albumu. Produkcja krążka, jest taka jak od kilku lat, czyli na wysokim poziomie i trzeba przyznać, że Stefan Kaufmann spisuje się w roli producenta. Kiczowatą okładkę zrobił nie kto inny jak Martin Hausler, niektórym będzie również znany z obecnych okładek HELLOWEEN.
Podobnie jak na poprzednim albumie tak i tutaj na wstępie dostajemy prawdziwy killer. Tytułowy „Thunderball” to jedna z ostrzejszych kompozycji w asortymencie UDO. Takie ostre partie gitarowe, taką pędzącą sekcję rytmiczną ostatnio słyszałem na „Timebomb” i na „Objection Overulled” i kawałek mógłby trafić na oba albumy i nie zepsuł by wydźwięku owych albumów. Oczywiście jest riff wyjęty jakby z płyt ACCEPT, jest drapieżny wokal UDO, czego mi brakowało na ostatnich albumach. Duet Igor/ Stefan sprawdza się. Może nie jest ten sam duet co w ACCEPT, ale są solidnymi rzemieślnikami. Jak przystało na albumy UDO mamy urozmaicony materiał, o czym świadczyć może „The arbiter”. W tej kompozycji zespół skierował się w rejony ciężkiego heavy metalu. Choć jest ciężar i wolne tempo, to utwór łatwo wpada w ucho za sprawą ACCEPTowego refrenu. Trzeba przyznać, że szczypta nowoczesności wyszła w tym przypadku na dobre. Jeśli chodzi o przebojowość i hard rockowe szaleństwo to „Pull the Trigger” sprawdza się na tym albumie idealnie. W tym utworze jeszcze więcej jest ACCEPT niż w poprzednim utworze. Przede wszystkim charakterystyczny refren, chórki, czy też melodie. ACCEPT z lat 90 słychać w „Fisful of Anger”. Ciekawie zostało z miksowane to ciężkie, ponure i mroczne granie z przebojowym i takim podniosły refrenem. Może, nie jest to jakiś genialny kawałek, ale w takiej strukturze UDO tkwi już od kilku lat, więc rozczarowania, ani zaskoczenia być nie powinno. Na wyróżnienie bez wątpienia zasługuje najdłuższa kompozycja na albumie, a mianowicie „The land of the midnight Sun”. Kompozycja ma to co zawsze kochałem w ACCEPT, skoczność, tajemniczy klimat, marszowy wydźwięk, bojowy refren, który porywa swoją przebojowością. Może nie jest to nic nowego jeśli, chodzi o muzykę UDO, ale takie wycieczki w przeszłość, zawsze są mile widziane. Analizując dokładnie cały album, wychodzi że to właśnie ten utwór jest najwolniejszy, co za ironia. Najszybszym i zarazem najkrótszym na albumie jest „Hell bites back”. Utwór nastawiony na szybkość, rytmiczność i rytmiczne partie gitarowe. Jednak UDO ma jeszcze jakiś pomysł na granie czegoś nowego, a takim novum w muzyce kaprala jest „Trainride in Russia”. Utwór jest ukłonem w stronę rosyjskich fanów UDO, którzy darzą go wielką sympatią. Nowością jest, że zespół łączy heavy metal z folkiem i w tym przypadku jest jak najbardziej na tak za taką formułą. Ciężkim i stonowanym utworem jest „The Bullet and the Bomb” i to jest wypisz wymaluj ACCEPT, wystarczy wsłuchać się w partie gitarowe. Nic dziwnego, że UDO często sięga po ten utwór na koncertach. Z kolei taki „The Magic mirror” można pochwalić, za jeden z najlepszych refrenów na płycie. Fanom ACCEPT do gustu przypadnie też „Tough luck II”. Toporny, rasowy riff, skoczne tempo i bojowy refren. Szkoda, że poziom już nie ten. Jest to bez wątpienia jeden z słabszych utworów na płycie. Całość zamyka „Blind Eyes” czyli kolejna piękna ballada do kolekcji.
To wszystko już było lepiej albo gorzej podane i to jest za pewne wada dla nie których, dla pozostałej części będzie to powód do wracania do tego albumu. Jedno muszą przyznać obie strony, album jest solidny, bez większych wpadek, jest równy i zróżnicowany materiał, o co było ciężko prosić na ostatnich albumach. Produkcja albumu na wysokim poziomie, a muzyka tylko potwierdza fakt, że mamy do czynienia jednym z najlepszych albumów UDO. Krążek jest skierowany przede wszystkim do zagorzałych fanów UDO i ACCEPT, bo nie wierzę, że ktoś kto nie przepadał za Dirkschneiderem nagle dzięki temu albumowi się przekona. Ocena: 9/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz