Kiedy muzyk odchodzi od pewnych norm, czy ścieżek, które sam wydeptał, często jest narażony na narzekania fanów i odwrócenie się od owego muzyka. Natomiast takie jest ryzyko, kiedy się próbuje grać bardziej komercyjną muzykę, kiedy się chce dotrzeć do szerszej publiczności. Doro Pesch najwidoczniej nie chciała znów ubierać się w ćwieki i skórę. Wolała przybrać wizerunek grzecznej kobiety obracającej się w ciepłym, romantycznym hard rocku, który mógłby królować na listach przebojów w radiu. Początek komercyjnego okresu DORO rozpoczął się wraz z zmianą logo, wraz z odejściem od tego co wypracowano w WARLOCK. Ci którzy polubili album „Doro”, bez wątpienia polubią kolejny album w dyskografii Doro Pesch, czyli „True at heart” z 1991 roku. Barry Beckett zajął się produkcją albumu i stworzył prawdziwy, ciepły klimat. Znów dużo kobiecości i jeszcze większa dawka ballad, słodkich, wręcz romantycznych dźwięków. Czyli już na wstępie widzimy, że nie jest to coś dla metal maniaków, a raczej dla poszukiwacze miły muzyki dla uszy, które przede wszystkimi sprawi nam relaks. Również to tylko pod tym względem album jest podobny do poprzedniego. Również pod względem zespołu jest podobieństwo, bo znów nie ma stałych muzyków, tylko sesyjni i lista owych muzyków jest dość długa.
Choć album jest przepełniony słodkimi i ciepłymi melodiami i dominują raczej wolne kompozycje. To jednak znalazło się miejsce na bardziej hmm heavy metalową kompozycję. „Cool love” mógłby spokojnie trafić na „Force Majeure”. Utwór ma faktycznie nieco cięższy riff, ale wszystko próbują momentami zgładzić klawisze, jednak ów zamiar nie wychodzi do końca. Co jest atrakcyjne w tym utworze to przede wszystkim partie gitarowe, zwłaszcza solówka. Nie jest to wielki przebój, ale jest to solidna kompozycja. Patrzy się na tytuł następnego utworu czyli „You gonna break my heart” i już na wstępie się wie co będzie grane. Ciepły hard rock, z romantycznym tekstem i ciepłymi, chwytającymi za serce melodiami. Jestem fanem heavy metalowego wcielenia Doro, ale ta kompozycja przekonała mnie do siebie. Jest przede wszystkim przyjemna dla ucha, nieco kojąca, nieco romantyczna, ale jest to pierwszy prawdziwy przebój na tym albumie i partie gitarowe są również takie „milusińskie”. Ballady to główny priorytet na tym krążku i to jest kopalnia pięknych ballad. „Even angels Cry” to coś co potrafi roztopić nawet najzimniejsze serce. Bo jest chwytliwy motyw, który jest prowadzony wolnym tempem i zapadającą melodią wygrywaną przez gitarę akustyczną. Doro ma pełno pięknych ballad, ale te najlepsze pochodzą z tego albumu.„Fortunteller” to przykład, że gitara też ma swój język, a Doro tym razem recytuje i ów zabieg porywa swoją oryginalnością. Drugim bardziej heavy metalowym kawałkiem na albumie jest „Live it”, ale tez przesiąkniętym hard rockiem co słychać w rytmicznych partiach gitarowych i w przebojowej charakterystyce zespołu. Kolejny mocny punkt na albumie. „Fall for me Again” to kwintesencja śpiewu Doro i tak pięknie i tak anielsko jeszcze nie śpiewała i za to duże brawa. Ballada ta ma fantastyczny klimat i dla nie których będzie to kolejna nudna kompozycja, a dla drugich będzie to kawałek, który wzruszy. Refren w „Heartshaped Tattoo” to nic innego jak stara szkoła WARLOCK. Ale nie dajcie się zmylić, to kolejna spokojna kompozycja o podłożu hard rockowym, ale tym razem ma charakter hymnu. Kolejną heavy metalową kompozycją na krążku jest „Hear me” i tutaj mamy koncertowy refren i nieco ostrzejszy riff, co było wręcz już wymagane po takiej dużej dawce ballad i spokojnych melodii. „I'll Make It On My Own „ to kolejna piękna ballada, choć tym ze znaczącą rola partii klawiszowych. W „Gettin' Nowhere Without You” usłyszymy pianino, a nawet saksofon. Ogólnie kolejna spokojna kompozycja, ale jak ona potrafi zabujać i porwać, a takie kawałki zawsze są mile widziane. Oczywiście całość zamyka kolejna ballada, czyli „I know you by heart”. Czy lepsza, czy gorsza? Hmm na pewno jest atrakcyjna pod względem partii gitarowych. Rozegrane z pasją, uczuciem do instrumentu i z lekką dozą finezji.
Przed sięgnięcie po ten album trzeba sobie zadać jedno ważne pytanie: czy lubię ciepłe romantyczne, hard rockowe granie z kobietą na wokalu? Jeśli tak, jeśli kocha się finezyjny hard rock z dużą dawko spokoju i ciepła, jeśli kocha się Doro i jej hard rockowe, bardziej kobiece wcielenie to jest to album dla ciebie. Album najlepiej rozpatrzyć nie pod względem co było, co będzie, ale pod względem co jest na tym krążku. Ocena: 8.5/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz