Myślałem, że cenne stare rarytasy są
do zdobycia tylko za pomocą internetu i że można zapomnieć o
jakichkolwiek ciekawych nieco zapomnianych starociach w sklepach
muzycznych różnego rodzaju. Ale tak o to pewnego dnia wpadłem
w osłupienie kiedy na stoisku z płytami zobaczyłem płyty
ZNOWHITE, XENTRIX, REALM, TOXIC i APOTROPHY. Moją ciekawość
przykuły dwa albumy APOTROPHY, które zacząłem obsłuchiwać,
a potem ostatecznie kupiłem oba wydawnictwa za kwotę 40 zł, co też
można uznać za nie lada sukces. Wracając do tematu, APOTROPHY to
amerykańska kapela która zaprezentowała się jako formacja
grająca energiczny thrash metal przesiąknięty technicznym
zacięciem i speed metalowymi patentami. Patrząc na zestawienie
tych zespołów to trzeba przyznać, że ATROPHY pisałem
zwłaszcza kiedy się spojrzy pod względem granej muzyki. Można
również z łatwością doszukać się pewnych powiązań z
VIO – LENCE, HOLY TERROR, czy też SACRED REICH nie kopiując bez
szczelnie nikogo. To jest właśnie sekret tego zespołu, który
sprawdził się na dwóch albumach. Choć kilka lat upłynęło,
choć zespół nie zdobył jakieś porywającej kariery to
jednak oba albumy wciąż niszczą, wciąż są świeże i zaskakują
energią i pomysłem na granie melodyjnego i zadziornego thrash
metalu. Historia zespołu jest obszerna i dlatego postaram się was
tym aspektem zbytnio nie zanudzać. W roku 1986 został założony
zespół z inicjatywy Chris Lykinsa, Jamesa Gulotta i Brian
Zimmerman pod nazwą HERESY. W roku 1987 kapela zmienia nazwę na
ATROPHY. Po nagraniu kilku dem, pod skrzydłem wytwórni
Roadrunner Records wydali swój debiutancki album „Socialized
Hate” w roku 1988 który zebrał sporo pozytywnych
opinii. Nic dziwnego skoro płyta z każdej strony można nazwać
arcydziełem, dziełem perfekcyjnym. Nie jestem wielkim fanem thrash
metalu i pod tym względem jesteś dość wybredny i nie lubię
miałkiego i jakiegoś komercyjnego thrash metalu, nie lubię też
jakiegoś do bólu prostego. Kocham właśnie takie granie
jakie prezentują wcześniej wymienione kapele i ATROPHY znalazł się
bardzo szybko w gronie tych kapel. To nie jest jakieś głupie
pędzenie do przodu. Stawiając tylko na agresje, dzikość,
pomijając całą resztę. ATROPHY gra o wiele ambitniej i nie pomija
bardziej wyszukanych melodii, bardziej pokręconych motywów
przejawiające czasami pewne progresywne zacięcie, czasami speed
metalowe, jednak zawsze melodie muszą brzmieć świeżo, melodyjnie
i energicznie. Album imponuje świetnie wyważony i w dodatku ostrym
niczym brzytwa brzmieniem, a także samymi umiejętnościami muzyków
ATROPHY. Wokalista Zimmermann stawia na technikę, melodyjność,
zadziorność, agresję, ale i urozmaicenie i cały czas się dzieje
pod tym względem. Sekcja rytmiczna tworzona przez perkusistę Kelly
i basistę Gulota jest cały czas dynamiczna, pełna niespodzianej i
rozpędzona, nadając każdemu utworowi przestrzeń i niezłą
głębię, a gitary wypełniają ten szkielet mięsem. Oj partie
gitary wygrywane przez Skowron/ Lykins są po prostu piękne. Czysta
agresja, ostre, pierwotne melodie, pozbawione jakiejś zbędnej
słodkości. Jest szybkość, jest agresja, energia i złożone
partie gitarowe, które urozmaicają te krótkie zwarte
kompozycje, które tworzą spójną całość, która
od początku do końca wypełniają zabójcze utwory, gdzie
każdy z nich ma predyspozycje do miana przebojów.
Choć otwieracz “Chemical
Dependency” trwa 4 minuty to jednak pozwolono sobie na krótki
melodyjny wstęp przypominający bardziej formułę heavy/speed
metal. Sam utwór pokazuje to co będzie dominować na albumie
szybkie, zróżnicowanie kawałki, gdzie zespół pokaże
że można w krótkim czasie zrobić całkiem sporo.
“Killing Machine” to przykład jak zespół ceni sobie
melodie, i przykład, że agresja ja nie tłumi. W głowie muzyków
nie tylko szybkie utwory o czym można się przekonać w nieco
bardziej stonowanym, rytmicznym o progresywnym zacięciu ‘Matter
of Attitude’ , w klimatycznym
początku nieco bardziej rozbudowanego „Socialized In
Hate” albo w nieco
mroczniejszym „Product Of The Past”. Heavy/speed/power
najbardziej dają o sobie znać w przebojowym „Preacher,
preacher” . Mimo pewnych
wtrąceń, pewnych chwilowych odskoczni, całość zdominowana jest
przez szybkie, ostre,agresywne, nie pozbawione melodyjności i
przebojowego charakteru kompozycje typu „Best defense”
czy też „R.I.P”
„Socialized Hate” to
coś więcej niż debiut, to arcydzieło, to jeden z najlepszych
thrash metalowych albumów jakie miałem okazje słyszeć.
Jestem dość wymagający w tym gatunku i takowy album musi mieć to
coś, musi mieć kopa, melodie i przebojowy charakter, a po to żeby
zapadał w pamięci, że mimo iż album się skończy wciąż będzie
w głowie. Perfekcja pod względem technicznym jak i kompozytorskim.
Dla każdego thrash maniaka jest to pozycja obowiązkowa.
Ocena:
10/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz