Nie
sposób nie znać thrash metalowego zespołu ACCUSER prosto z
Niemiec. Jednak nie o tym zespole będzie niniejsza recenzja, ale
zespole w którym swoje pierwsze poważne kroki stawiali
muzycy, którzy później tworzyli muzykę w ramach owego
thrash metalowego ACCUSER. O jakim niemiecki zespole mowa? O BREAKER,
który należy do grona niemieckich kapel, która szybko
pojawiła się na scenie i też szybko z niej znikła. Kapela została
założona w 1983 roku, dwa lata później ukazał się ich
debiutancki album „Death Rider” będący ich jedynym albumem.
Kapela tutaj grała jeszcze bardziej klasycznie, stawiając na muzykę
z pogranicza heavy/speed metalu. Oczywiście nie można powiedzieć,
że nie ma pewnych elementów związanych z thrash metalem.
Przede wszystkim nieco przybrudzone, surowe brzmienie czy też w
końcu wokal Eberhard Weyel ,
który ma chrypę, specyficzną manierę, ostry wokal, który
potrzebuje oczywiście nieco ostrzejszej oprawy, ale i tak nie można
narzekać. Dlaczego? Bo wraz z drugim wioślarzem a mianowicie Betram
Kölsch stworzył, coś co mimo wtórności potrafi
zaspokoić najbardziej wybrednego słuchacza. Jest kop, jest
energia, jest niezwykła rytmiczność, jest prostota i melodyjność,
a więc to wszystko czego należy wymagać od dobrego heavy
metalowego albumu. Debiut BREAKER do takich należy bez wątpienia.
Może
i brzmienie nieco odsiewa, jeśli ktoś wzdycha przy współczesnych
produkcjach, może porażać prostota i żywiołowość, gdy dzisiaj
się stara kombinować na siłę. Właśnie energia i prosta
struktura całości sprawia, że album łatwo wchodzi i na długo
zapada w pamięci. Słychać w dużej mierze nawiązanie do heavy
metalu spod znaku ACCEPT i to zespół nie kryje już nawet
przy pierwszym utworze którym jest „Run For Your
Life”. Proste takie
charakterystyczne niemieckie granie z zachowanie zadziorności,
ostrych gitar i nieco topornego wydźwięku, że nie wspomnę o
powszechnej w tamtym kraju solidności. Oczywiście album zdominowany
jest przez zwarte, dynamiczne kompozycje jak „Born To
Rock”, nieco rock'n rollowy
„Shout Out Loud”
przypominający dokonania MOTORHEAD, speed metalowa petarda „Rapist
Killer” czy też melodyjny
„Lucifer's Dream”
z świetnie wyróżniającym się motywem. Oprócz
szybkich, rozpędzonych kompozycji, znajdziemy stonowany i nieco
monotonny „Dead Rider”
, hard rockowy „Out Of Control”
czy też „Together We Are Strong”
z wyraźnym wzorowaniem na nagraniach JUDAS PRIEST z „British
Steel” .
To
wydawnictwo nie należy do jakiś genialnych, nie ma też doskonałej
produkcji czy też jakiegoś wysokiego poziomu muzycznego, ale jest
to solidny album odzwierciedlający to co dobre w niemieckiej scenie.
Jest proste granie, z zadziornymi partiami gitarowymi, chwytliwymi
melodiami i solidnymi aranżacjami. To, że kapela się rozpadła nie
dziwię się. Ambitniejsi muzycy szukali większych wrażeń, których
tutaj nie potrafili osiągnąć. Jeden z mało znanych zespołów,
jeden z tych albumów, który nie każdy zna czy też
pamiętam, ale jest to dzieło które miło się słucha i
wciąż ma w sobie to coś mimo tylu lat.
Ocena:
7/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz