Thrash metal nie kończy
się na KREATOR, ATNTHRAX czy METALLICE. Thrash metal nie musi być
ograniczony wyłącznie do znanych nam wszystkim schematów ,
gdzie jest dynamiczna sekcja rytmiczna, dzikie partie gitarowe,
ostry, drapieżny, brutalny wokal i teksty o śmierci i innych
mrocznych tematach, które mają podkreślić owy brutalizm i
agresję. Thrash metal może być kojarzony również z
melodyjnościami i nieco ambitniejszym graniem i kto zna twórczość
TOXIK czy VIO-LENCE, ten wie o co mi chodzi. Właśnie taka odmiana
thrash metalu, w którym wszechobecna jest ambicja, w obrębie
melodii, wykonania, kompozytorstwa, czy też wyczynów muzyków
najbardziej mi odpowiada. Jestem zwolennikiem ciekawego pomysłu na
granie, stylu, gdzie pojawia się nie tylko agresja, która
jest wyznacznikiem thrash metalu, ale też nieco połamanych motywów,
bardziej złożonej struktury, które gdzieś mogą kojarzyć
się z progresywnym metalem, a także niezwykłej melodyjności i
przebojowości, która łączy się z heavy metalem, a owa
dynamika z speed metalem. Jako że ciężko znaleźć coś ciekawego
z nowości, bo często technika potrafi zatuszować wiele małych
niedociągnięć, a agresja odgrywa dzisiaj jeszcze większą rolę,
to też zrobiłem sobie wycieczkę w przyszłość i wykopałem
kolejny zespół z kategorii „ mało znany” i amerykańska
formacja INTRUDER jest jedną z takich, co więcej wpisuje się
stylem, w to czego doszukuję się przeważnie w płytach thrash
metalowych. Nie miałem okazji przestudiować całą ich dyskografię
i póki co chciałbym się z wami podzielić odczuciami
związanymi z drugim albumem tej formacji „A Higher Form of
killing” z 1989 roku. Jaki poziom muzyczny prezentuje amerykańska
formacja? Czy jest to wydawnictwo godne uwagi? Zanim was oprowadzę
czytelnicy po płycie, po zakamarkach tego zapomnianego nieco
wydawnictwa, zanim wam opiszę to co znajdziemy na płycie, chciałbym
wam nieco opisać historię zespołu, co może być miłą
ciekawostką, ale też pewną genezą owego albumu.
Cofnijmy się do roku
1987, do czasów kiedy metal był w szczytowej formie i to
właśnie w tym czasie został założony TRANSGRESSER jako pierwotna
forma zespołu INTRUDER. Nagrali w tamtym okresie tylko parę dem i
po 1986 przekształcono ten band w INTRUDER i już w 1987 ukazał się
debiutancki album „Live To Die”. O ile debiutancki został
zagrany w 4 osobowym składzie i to jeszcze w speed metalowej
formule, jednak drugi album to już pasmo zmian. Zmiana wytwórni
na Metal Blade Records, zatrudnienie piątego muzyka, a mianowicie
drugiego gitarzystę Grega Messicka, czy też zmiana stylu i pójście
bardziej w stronę thrash metalu z elementami progresywnymi i speed
metalowymi. W roku 1991 wydali swój ostatni album i się rok
później rozpadli, potem jeszcze się reaktywowali, jednak nic
z tego wielkiego nie wyszło. Choć nagrali tyle albumów, to
większego sukcesu nie osiągnęli i mało kto zna tą kapelę, co
jest raczej dziwnym zjawiskiem, zwłaszcza jeśli się posłucha
drugiego albumu. Dlaczego? Po tym wydawnictwie słychać, że w
zespole drzemał potencjał na karierę światową. Wokalista Jimmy
Hamilton przypominał manierę nieco Belladony czy frontmana z TOXIK,
ale miał swój styl, temperament, technikę i drapieżność,
więc potrafił nadać charakteru zespołowi, jak i płycie. Ciężko
nazwać jego głos takim typowo thrash metalowym, co też pozwoliło
urozmaicić styl i kompozycje zespołu. Mając takiego wokalistę
można zdziałać dużo, można stworzyć ambitniejszy materiał,
bardziej pokręcone melodie, bardziej wymagające struktury utworów
i w tej roli świetnie spisał się duet gitarzystów
Vinnet/Messick. Jeśli oczekujecie od gitarzystów ciekawych
melodii, takich świeżych, oryginalnych i zapadających w pamięci,
a do tego mocnych, dynamicznych motywów, czy też w końcu
energicznych i złożonych solówek, to z pewnością to
dostaniecie i ci dwaj panowie o to już zadbają. Drugi album to nie
tylko znakomita forma muzyków, czy też ciekawy styl grania to
również ciekawa, klimatyczna okładka, która potrafi
zachęcić do zapoznania się z płytą czy tez zadziorne, dość
agresywne i mocne brzmienie, które podkreśla styl zespołu
oraz owy charakter kompozycji. Cały materiał jest bardzo
atrakcyjny, a co najważniejsze równy i urozmaicony. Można
dać się ponieść klimatowi w „Time Of Trouble” , czy
„Antipath”, można się wyszaleć przy dynamicznym „Mr.
Death” gdzie zespół stara się zagrać agresywny thrash
metal co też wychodzi im bardzo dobrze. W podobnej dynamicznej
konwencji utrzymane jest większość utworów począwszy od
przebojowego „Agents Of The dark ( M. I.B)” czy tez
bardziej rozbudowany „Genetic Genocide”. To
co wyróżnia tą kapelę spośród innych to z pewnością
fakt, że oni gustują w rozbudowanych złożonych kompozycjach z
progresywnym zacięciem i takich jest tutaj naprawdę sporo. Mamy
tutaj energiczny „The Martyr”
, złowieszczy „Second Chance”
z nieco bardziej stonowanym motywem i bardziej złożoną strukturą,
czy też „Killing Winds”
z bardzo ciekawie rozegranymi solówkami, które potrafią
podnieść temperaturę i to diametralnie.
W
życiu człowieka są płytę, które warto przesłuchać i
znać i ten album z pewnością do nich należy. Znakomity, ambitny
thrash metal z elementami progresywnego metalu czy speed metalu, do
tego nie zwykła przebojowość i ciekawe wykonanie utworów, a
to przedkłada się na znakomity album, który jest
dopieszczony pod każdym względem. Jeden z najciekawszych thrash
metalowych albumów lat 80, jeden z najbardziej niedocenionych
zespołów. Gorąco polecam!
Ocena:
9/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz