Kto by pomyślał, że
jeden z ciekawszych amerykańskich zespołów power metalowych
powróci jeszcze do świata żywych. Cellador, który
założony został w 2003 roku zaimponował fanom melodyjnego grania
za sprawą debiutanckiego albumu „Enter deception”. Pokazali, że
amerykanów też stać na to by grać bardziej europejski power
metal, który wywodzi się od takich kapel jak Helloween, czy
też Dragonforce. Cellador na swoim debiutanckim albumie pokazał,
że można nagrać energiczny, melodyjny power metal w którym
spotyka się kultura europejska i amerykańska z lat 80. Szarża
gitar, szybka sekcja rytmiczna i duża dawka imponujących solówek
sprawiły, że Callador za gościł w wielu sercach fanów
melodyjnego grania. Jednak potem kapela znikła tak szybko jak się
pojawiła na scenie. Mamy rok 2013 i niespodziewanie kapela wraca z
nowym mini albumem zatytułowanym „Honor Forth”. Czy
zupełnie inny skład zespołu i długa przerwa w graniu odbiły
swoje piętno na muzyce tego amerykańskiego zespołu?
Z tych ludzi, którzy
pracowali przy debiucie został tylko gitarzysta Chris Petersen,
który w dalszym ciągu stawia na szybkie, zadziorne, pełne
werwy i melodyjności partie. Świetnie się rozumie z drugim
gitarzystą Celebem Deleatem czego dowodem są dobrze rozplanowane
solówki. Power metalowa formuła, którą zespół
prezentował na debiucie została utrzymana i dalej tutaj sekcja
rytmiczna pędzi do przodu z szybkością nie gorszą niż na
albumach Dragonforce. Najlepszym przykładem tego zjawiska jest
„Unchained”, który brzmi jak amerykańska
wersja Dragonforce. Sam utwór wyróżnia się nie tylko
niezłą dynamiką, ale też melodyjnością. Rolę wokalisty po
Michelu Gremio objął sam Chris Petersen i choć nie ma takiej skali
jak poprzednik to radzi sobie całkiem dobrze. Słychać, że mamy do
czynienia z power metalem. Na mini albumie znalazły się jeszcze 3
kompozycje, które w pełni potwierdzają że Cellador choć w
zmieniony składzie nie obniżył poziomu swojej muzyki. Chwytliwy i
rozpędzony otwieracz „Honor Forth” też wypada
dobrze i jeśli już się do czegoś przyczepić to do nieco hard
rockowego „I'm omega” czy
nieco przekombinowanego „Conscious Defector”.
„Honnor Forth” może nie jest tak dopracowany i dopieszczony jak
debiutancki album, ale ważne że udało się zachować podobny duch
muzyki, przywołujący na myśl europejski power metal, a przede
wszystkim Dragonforce. Jest kilka niedociągnięć, kilka słabszych
momentów, ale najważniejsze jest to że kapela powróciła
do świata żywych i dopisuje ciąg dalszy do swojej historii. Teraz
pozostaje tylko czekać na nowy album.
Ocena: 7/10
P.s podziękowania dla Vlada Nowajczyka za udostępnienie materiału
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz