Znany w latach 80
niemiecki zespół heavy metalowy Mad Max powrócił na
dobre o czym świadczy promowanie kolejnego albumu. Nowe wydawnictwo
zwie się „Interceptor” i pokazuje, że kapela ma się dobrze i
nie zamierza wybierać się na muzyczną emeryturę. Jednak czy nowy
album jest warty tego zespołu i czy zasługuje na uwagę słuchaczy?
Już spieszę z
udzieleniem odpowiedzi na te jakże ważne pytania. Przede wszystkim
Mad Max ustabilizował swój skład oraz umocnił się na rynku
wydając kolejne płyty po reaktywacji. Niestety żaden album już
nie był tak udany jak te z lat 80. Poprzedni album „Another Night
Of Passion” który ukazał się w 2012 r nie był genialny,
ale był solidny i nadawał się do słuchania. Tego też się
spodziewałem po „Interceptor”. Niestety ale nowy album jest
pełen niespójności i nie trafionych rozwiązań. Więcej
hard rockowej stylistyki, mniej heavy metalowej, więcej komercyjnego
i oklepanego grania, a mniej ciekawych pomysłowych kawałków
i do tego niezbyt godne uwagi aranżacje. Choć muzycy grać potrafią
i mają doświadczenie, to jednak w żaden sposób nie
przedkłada się to na jakość muzyki zawartej na płycie. Otwieracz
„Save Me” jest sygnałem ostrzegawczym, że ta
płyta ma być hard rockowa. Wpływy Scorpions w „Sons Of
Anarchy” nie pomagają, a szyki „Bring On The
Night” też jest jakby bez mocy. Hard rock powinien być
przebojowy i dynamiczny, niestety ale tutaj jedynie „Rock All
your life” wpisuje się w standard takiej muzyki. Nie jest
to cudo, ale pokazuje że można stworzyć dobry kawałek w takiej
stylistyce.
Udało się niemieckiemu
Mad Max powrócić i zebrać się aby nagrywać kolejne albumy.
Wszystko pięknie, tylko muzyka straciła na jakości i nowy album
jest tego najlepszym dowodem. Od takiej doświadczonej formacji
wymaga się czegoś lepszego niż niskich lotów hard rock,
który nie zapada w pamięci. Płytę zaliczam do tegorocznych
rozczarowań.
Ocena: 3.5/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz