poniedziałek, 31 marca 2014

DEVIL CHILDE - Devil Childe (1984)

Gitarzysta Jack Starr dał się poznać jako członek wielu kapel. Troszkę przewinęło się tych formacji w jego karierze. Jednym z takich najbardziej intrygujących okazał się Devil Childe, który został założony w 1984 roku. Zespół długo nie istniał, ale zostawił po sobie ślad w postaci jedynego albumu zatytułowanego po prostu „Devil Childe”.

Skład tamtego zespół wypełnił perkusista Joe Hasselvander znany bardziej z twórczości Pentagram i basista Ned Meloni grający obecnie u boku Jacka Starra, w jego obecnym zespole. Nazwiska to jedne z rzeczy która intryguje i przyciąga uwagę, choć panowie bardzo umiejętnie ukryli swoje tożsamości pod mrocznymi pseudonimami. O samym zespole nie wiele więcej wiadomo poza tym kiedy grali i to że „Devil Childe” to ich jedyny album. Nic dziwnego, że sam krążek nie przysporzył formacji większego rozgłosu i zainteresowania. Płyta jest nieco średnich lotów. Z jednej strony zaniedbane brzmienie,które niszczy formę przekazu, a z drugiej materiał obdarty z ciekawych melodii i przebojów. Czy taki zestaw może wróżyć coś dobrego? Raczej nie i kiczowata okładka tutaj nie jest błędem czy przypadkiem. To sygnał ostrzegawczy, że ten krążek jest działem bardziej eksperymentalnym, gdzie muzycy starają się wykreować mroczny klimat i stworzyć muzykę zawierającą elementy Black Sabbath, Wichfinder General czy właśnie Pentagram. Po części udało się oddać klimat tamtych zespołów, choć zespół zawiódł w innych aspektach. Brakuje ciekawych solówek, mocnych, godnych zapamiętania motywów czy przebojów, które nadadzą płycie chwytliwego charakteru. Tego nie ma. Odrobina NWOBHM ma pozytywny wpływ na ostateczny efekt otwieracza „Childe” czy rytmicznego „Rain Of Terror”. Joe jako wokalista wypada dość blado. Kuśtyka jego technika oraz maniera, a momentami brzmi to dość komicznie. Niestety, ale Jack Starr też nie popisuje się swoim talentem. Wszelkie niedociągnięcia słychać nawet w szybszym „Son Of The Witch”. Mroczny „Thru The Shadows” , przesiąknięty Black Sabbath „Robber” to bez wątpienia najciekawsze momenty na płycie. A całość zamyka stonowany „Beyond The Grave”, który tez mógłby być bardziej urozmaiconym kawałkiem.


Niestety ale ta płyta nie pozostawia po sobie dobrego wrażenia. Kiepskie brzmienie, niedopracowane kompozycje, słaby występ gwiazd, w tym Joe'go na wokalu. Nic dziwnego, że ten projekt muzyczny przeszedł bez echa. Płyta średnich lotów, zwłaszcza jak na takich muzyków jak Jack Starr. Można sobie darować

Ocena: 4/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz