Chastain kuł żelazo w
latach 80 póki było gorące. Mieli za sobą dwa świetne
albumy i kiedy wydawało się że zespół będzie trzymać się
już tego wypracowanego stylu i że nie czekają nas niespodzianki,
Chastain dokonał niemożliwego. Nie dość że udało się nieco
zmienić, podrasować swój własny styl nie zmieniając
pewnych podstawowych założeń, to jeszcze udało się nagrać
album, który dla wielu jest uważany za kultowy i za najlepszy
w dyskografii Chastain. Rok 1988 okazał się dobry rokiem dla bandu,
bo wtedy wydano „The Voice of the Cult”. Ten album zamknął
pewien okres zespołu i postawił wysoko poprzeczkę na kolejne lata.
Nowy album miał nieco
inny charakter. Wydawało się, że zespół chciał nadać
całości bardziej komercyjnego charakteru. Płytę zdominował
lżejszy klimat, riffy były mniej agresywnie i postawiono na lżejsze
aranżacje. Przez to płyta stała się jeszcze bardziej przyswajalna
i łatwiejsza w odbiorze. Najciekawsze jest to, że wciąż na płycie
roi się od neoklasycznych zagrywek Davida, wciąż było pełno
mocnych riffów i petard. Nawet Leather Leone nie odpuszczała
w sferze wokalu i każdy fragment zaśpiewała z pasją i
zaangażowaniem. Wszystko na tym albumie brzmi świeżo i muzyka
Chastain nabrała jakby nowej jakości. Zaczyna się od niezwykle
melodyjnego „The Voice of the Cult” i słychać
gdzieś tam w początkowej fazie wpływy Queen, gdzie potem to już
jazda bez trzymanki w stylu Iron Maiden. „Live hard”
ma w sobie coś z hard rocka, ma w sobie dość pomysłowy riff, co
tylko potwierdza że zespół nieco podrasował swój
styl. Podobne emocje wywołuje rytmiczny „Chains of Love”
o komercyjnym charakterze. Te dwa utwory dobrze pokazują, że ten
album był lżejszy i bardziej prostszy jeśli chodzi o aranżacje. W
końcu ten album pierwotnie miał być wydane pod szyldem CJSS czyli
drugiej kapeli Davida. Jednak ostatecznie wydano go dla Chastain, a
nie CJSS. „Fortune Teller” to kompozycja już
bardziej złożona i z taką nutką progresywności, która ma
echa poprzednich płyt. Najostrzejszym kawałkiem na płycie jest
„Child of Evermore”, który przemyca pewne
cechy wyjęte z thrash metalu, co również bardzo cieszy. Na
płycie jest pełno ciekawych i ponadczasowych przebojów i
jednym z takowych jest marszowy „Soldiers of the Flame”
czy ostrzejszy „Evil for Evil”. Na koniec mamy
złowieszczy, nieco bardziej klimatyczny „Take Me Home”,
który przez swój nieco progresywny charakter przypomina
wczesny Savatage.
Tym albumem Chastain
umocnił swoją pozycję i zapisał się już na stałe w historii
heavy/power metalu. David pokazał że jest utalentowanym gitarzystą,
który odnajduje się w różnych stylach, a Leather
Leone to jedna z najlepszych wokalistek heavy metalowych. Płyta z
jednej strony lżejsza, bardziej komercyjna, ale z pewnością nie
traci to na jakości. Chastain nagrał album niezwykle przebojowy,
świeży i jednocześnie utrzymany w stylu poprzednich. Warto znać
ten krążek, który szybko uzyskał tytuł kultowego. Niech
każdy usłyszy ten głos kultu.
Ocena: 9.5/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz