Death Angel to żywy przykład że w dzisiejszych czasach można grać ciekawy i ostry thrash metal. Ta zasłużona formacja przeżywa drugą młodość podobnie jak choćby Overkill. Od czasów "Killing Season" band cały czas trzyma wysoki poziom i ani myśli odpuścić. Agresja, przebojowość i pomysł na thrash metal, to jest to czego możemy się spodziewać po ostatnich płytach Death Angel. "The Evil Divide" z 2016 r to jeden z ich najlepszych albumów i na nim poprzeczka została zawieszona bardzo wysoko. Teraz po 3 latach amerykański band powraca z nowym albumem zatytułowanym "Humanicide".
Okładka jest bliźniaczo podobna do tej z " The dream calls for blood" i muzyka również przypomina okres z tamtej płyty, a także czasy "Relentless retribution".Death Angel na nowej płycie stara się wymieszać patentu thrash metalowe z heavy metalowymi. Dzięki temu płyta jest bardziej zróżnicowana i bardziej przebojowa. Ted i Rob odwalili kawał dobrej roboty, bowiem ich partie są pełne dynamiki, agresji. Jest dużo ciekawych melodii i nie można narzekać na nudę. Jakość tej płyty podkreśla mocne i zadziorne brzmienie. Do tego Death Angel już nas przyzwyczaił. Imponująca jest też forma wokalna Marka, który przeżywa drugą młodość. Wszystko wskazuje na to, że mamy płytę z górnej półki. W zasadzie to jest to prawda, jednak płytę ustępuje na pewno "The Evil Divide".
Na start mamy tytułowy "Humanicide" i zaczyna się klimatycznie i bardzo melodyjnie. Kawałek szybko przeradza się w prawdziwego killera. Niezwykle atrakcyjny riff pojawia się w "Divine Defector" i jest to kolejna thrash metalowa petarda. Więcej heavy metalowego zacięcia mamy w przebojowym "Aggressor". Zaskakuje melodyjny i szybki "I came for blood" w którym można doszukać elementów power metalu. Zaskakująco dobry kawałek. Stonowany i rozbudowany "Immortal Behated" to utwór utrzymany w heavy metalowym feelingu. Sam styl nieco przypomina mi czasy "Killing Season". Jazdę bez trzymanki mamy w "Alive and screaming" i tutaj band stawia na agresywny thrash metal. W podobnej stylistyce mamy jeszcze energiczny "Ghost of Me". Całość zamyka melodyjny i pomysłowy "Of rats and man".
Nie ma zaskoczenia. Death angel dalej gra swoje i na wysokim poziomie do jakiego nas przyzwyczaił. Jest agresja, szybkość i przebojowość, no i ten charakterystyczny wokal Marka. To wszystko jest, jedynie brakuje troszkę większej dawki przebojowości czy mroku, który był na "The evil divide". Mimo wszystko jest to płyta, którą trzeba znać! Polecam.
Ocena: 9/10
Okładka jest bliźniaczo podobna do tej z " The dream calls for blood" i muzyka również przypomina okres z tamtej płyty, a także czasy "Relentless retribution".Death Angel na nowej płycie stara się wymieszać patentu thrash metalowe z heavy metalowymi. Dzięki temu płyta jest bardziej zróżnicowana i bardziej przebojowa. Ted i Rob odwalili kawał dobrej roboty, bowiem ich partie są pełne dynamiki, agresji. Jest dużo ciekawych melodii i nie można narzekać na nudę. Jakość tej płyty podkreśla mocne i zadziorne brzmienie. Do tego Death Angel już nas przyzwyczaił. Imponująca jest też forma wokalna Marka, który przeżywa drugą młodość. Wszystko wskazuje na to, że mamy płytę z górnej półki. W zasadzie to jest to prawda, jednak płytę ustępuje na pewno "The Evil Divide".
Na start mamy tytułowy "Humanicide" i zaczyna się klimatycznie i bardzo melodyjnie. Kawałek szybko przeradza się w prawdziwego killera. Niezwykle atrakcyjny riff pojawia się w "Divine Defector" i jest to kolejna thrash metalowa petarda. Więcej heavy metalowego zacięcia mamy w przebojowym "Aggressor". Zaskakuje melodyjny i szybki "I came for blood" w którym można doszukać elementów power metalu. Zaskakująco dobry kawałek. Stonowany i rozbudowany "Immortal Behated" to utwór utrzymany w heavy metalowym feelingu. Sam styl nieco przypomina mi czasy "Killing Season". Jazdę bez trzymanki mamy w "Alive and screaming" i tutaj band stawia na agresywny thrash metal. W podobnej stylistyce mamy jeszcze energiczny "Ghost of Me". Całość zamyka melodyjny i pomysłowy "Of rats and man".
Nie ma zaskoczenia. Death angel dalej gra swoje i na wysokim poziomie do jakiego nas przyzwyczaił. Jest agresja, szybkość i przebojowość, no i ten charakterystyczny wokal Marka. To wszystko jest, jedynie brakuje troszkę większej dawki przebojowości czy mroku, który był na "The evil divide". Mimo wszystko jest to płyta, którą trzeba znać! Polecam.
Ocena: 9/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz