To już 15 lat solowej kariery Tarji Turunen i choć lata lecą to muzyka jaką prezentuje ta wysokiej klasy wokalistka daleka jest od tej z czasów Nightwish. Jasne nie brakuje metalu i symfonicznych elementów, ale góruje w tej muzyce rock. Nie każdemu może się podobać to co prezentuje Tarja na swoich albumach. Ciężko o killery, o godne zapamiętania przeboje. To jest problem, który przewija się przez każdy album, a najnowsze dzieło zatytułowane "In the raw" jest kolejnym przykładem tego zjawiska.
Mocne, nowoczesne, zadziorne brzmienie to jeden z nie wielu atutów tej płyty. Elementy heavy metalu można uświadczyć w otwierającym "Dead promises". Mimo komercyjnego wydźwięku jest to jeden z ciekawszych utworów na płycie. Dalej mamy melodyjny "Goodbey Stranger" i w końcu dostajemy ciekawe motywy gitarowe i więcej symfonicznego charakteru. Spokojniejszy "Tears in Rain" też jest bardziej komercyjny niż stricte metalowy. Rockowy feeling zaczyna się w "Railroads" i brakuje tutaj ewidentnie mocy i zadziorności. Nie pomagają tutaj nawet popisy wokalne Tarji. Takie utwory jak "You and I" tylko zaśmiecają album i niczego nie wnoszą. Nijako brzmi też przekombinowany i progresywny "Spirits of the Sea". Więcej metalu i symfonicznych ozdobników mamy w rozbudowanym i podniosłym "Shadow Play" i to kolejny jasny punkt tej płyty.
Tarja to utalentowana wokalistka i szkoda, że trochę się marnuje w takim nie przemyślanym materiale. Dużo rocka, dużo komercji, a za mało metalu i za mało konkretów. Może kiedyś jeszcze czymś nas zaskoczy Tarja, może powróci do klimatów znanych z Nightwish? "In the raw" to album nijaki i niczym nie zapada w pamięci. Szkoda.
Ocena: 4/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz