Oj długo był wyczekiwany "Final Days", czyli najnowsze dzieło niemieckiego bandu o nazwie Orden Ogan. To jedna z najlepszych kapel, która nie boi się czerpać z dokonań choćby Running Wild, czy Blind Guardian. Sam album miał się ukazać w 2020, ale przez pandemię została premiera przesunięta na 12 marzec tego roku. Do tej pory band trzymał wysoki poziom i stawiał na klasyczne rozwiązania i raczej unikał terapii szokowej dla słuchacza. Tym razem single, które band udostępniał od razu sugerowały, że nowe dzieło to będzie kolejny krok w ich muzyce i znów poszukiwanie czegoś nowego. Tym razem będzie szok i nie dowierzanie. Dla jednych będą to doznania pozytywne, a dla drugich zapewne negatywne.
Na poprzednim albumie dominował klimat dzikiego zachodu. Tym razem band postanowił zaszaleć i dać na koncept album w klimatach s-f, gdzie poruszamy tematykę sztucznej inteligencji. Pomysł ciekawy i sama atmosfera i dźwięki zawarte na płycie potrafią w pełni oddać klimat s-f. Nie każdemu się to udaje. Sam styl zespołu ewoluował, bowiem mamy nie tylko mocno eksponowane progresywne patenty, ale też band wciska sporo elektroniki, czy smaczków symfonicznych. Dużo tych zmian, a jednak mimo tego wszystkiego wciąż słychać, że to Orden Ogan. Ten który znamy z podniosłych refrenów i pełnych pomysłów melodii. Band postawił na świeżość i nieco zmieniony styl, co pokazuje jak Orden Ogan potrafi być elastyczny.
W zespole doszło do drobnych zmian personalnych. Dotychczasowy basista Niels od 2019 r pełni funkcję gitarzysty. Drugim gitarzystą został Patrick Sperling, a basistą z kolei został Steven Wussow. W takim składzie został zarejestrowany nowy album. Wyznacza on zupełnie nowe trendy zespołu i w efekcie to daje pomysłowy album. Szkoda tylko, że mało w tym power metalu i mało w tym agresywności.
Niby progresywny i zakręcony "Heart of the android" pokazuje, że szykuje się nam zupełnie inny styl Orden Ogan. Jest świeżo i zupełnie inaczej. Jest lekkość, jest pomysłowość i brzmi to intrygująco. Refren daje nam sygnał, że to wciąż Orden Ogan. Dużo power metal w nowoczesnej oprawie dostajemy w "In the Dawn of the AI" który przemyca sporo miłych dodatków jak choćby elementy elektroniczne. Brzmi to ciekawie, a przede wszystkim słychać odświeżoną formułę Orden Ogan. Singlowy "Inferno" może nieco zaskakuje komercyjnym wydźwiękiem, ale ta jego lekkość i przebojowość przypomina mi nieco twórczość Dynazty.Imponuje też epickość, rozmach w nastrojowym "Let the fire rain". Co za epicki i wciągający kawałek. Niby nutka nowoczesności, a w głębi czuć stary dobry Orden Ogan. Band nie raz pokazywał, że czerpie też z twórczości Running wild i to dobitnie słychać w energicznym "Interstellar", w którym gościnnie pojawia się Gus G. To kolejny killer z tej płyty. Potem wkrada się nieco nudy i budzi nas agresywniejszy "Hollow" i znów band pokazuje, że nie zapomniał grać power metal. Jest moc i szkoda, że na płycie nie ma więcej tego typu kompozycji. Całość wieńczy również urozmaicony i progresywny "Its Over".
Orden Ogan szokuje tym albumem. Jest nowocześnie, progresywnie i band pokazuje nieco zupełnie inne oblicze. Pojawiają się elementy muzyki elektronicznej, ale w tym wszystkim jest sporo tego charakterystycznego stylu niemieckiej formacji. Jest przebojowość i podniosłość, tak więc wciąż Orden Ogan trzyma poziom i nagrał znów dobry album. Nie zaliczam go do grona najlepszych, ale to wciąż album wartościowy.
Ocena: 8/10
O, czekałem na tę recenzję. Wrażenia mam jednako, podobne i nie. Co do stylu, rzeczywiście go mają, co do nowoczesności, i to jest, ale po odsłuchaniu trzech singli, zaznaczę- tylko trzech, to słyszę grzmiące echa wtórności :) Inferno okazało się dla mnie okropnie nudne, bez polotu. In the dawn of the Ai, choć patatajka ciągnie się i ciągnie, tylko elektronika ciekawa. Za to Heart of the the android biorę z całym dobrodziejstwem inwentarza. Wybacz marudzenie, ale co poradzić. Dałeś 8/10, mi to wygląda trochę słabiej. Ciekawe, jak inni.
OdpowiedzUsuńJak wyjdzie to ocenimy:), W tym roku dla mnie naprawdę niewiele się pojawiło hitów. W ubiegłych latach początek roku był bardziej owocny. W tym kupiłem na razie 2 płyty, Dragony i Winterage (choć tu nie wiem czy dobrze zrobiłem) ciut zawiedli moje wygórowane oczekiwania. Zaskoczeniem będzie zakup Theriona bo w zasadzie ich nic nie mam a ta nowa (leviathan) mi nawet podeszła. Teraz tylko czekam na MAGIĘ OPERY-Marco Garaus'a. Derdian w nowej odsłonie. Pozdrawiam Stefan
OdpowiedzUsuń