sobota, 6 lutego 2021
TODD LA TORRE - Rejoice in the suffering (2021)
Todd La Torre to jedno z najgorętszych nazwisk na metalowym rynku. Bardzo utalentowany wokalista, który wyróżnia się charyzmą, techniką i agresywnością. Nic dziwnego, że błyszczał w Crimson Glory i dostał posadę wokalisty Queensryche. W tym roku przyszedł czas na pierwszy solowy album Todda, który był naprawdę głośno promowany i zwiastował prawdziwą ucztę dla fanów amerykańskiego heavy/power metalu. Czy faktycznie tak jest?
W sumie to udało się nagrać wysokiej klasy album z muzyką utrzymaną w stylistyce heavy/power metal. Oczywiście są nawiązania do ostatnich płyt Queensryche, ale są też echa Metal Church, Attacker czy Judas Priest. Co na pewno cieszy, to fakt że album jest niezwykle agresywny i przemyca sporo wartościowych riffów, które rozrywają na strzępy. Bije z tego agresja, dynamika i przebojowość. Tak więc wszystko jest na miejscu, tak jak być powinno. Nawet brzmienie Todd dopasował takie typowe dla takiej muzyki i czuć tą amerykańską moc. Forma wokalna naszego bohatera też jest imponująca i swoim głosem po prostu niszczy. Nic dziwnego, że tyle pozytywnych emocji potrafi wzbudzić. Do pełnej ekscytacji troszkę mi brakuje, bo jak dla mnie za dużo tych elementów progresywnych.
Todda na płycie wspiera gitarzysta Craig Blackwell i panowie odwalili tutaj kawał dobrej gitarowej roboty. Mamy niezły wachlarz przeróżnych riffów i przemyślanych melodii. Panowie raz atakują mocnymi partiami, a raz zabierają nas w klimatyczne motywy, gdzie próbują poruszyć emocje słuchacza. No nie ma tutaj miejsca na nudę, to na pewno.
Płytę wypełnia 10 kompozycji i każda z nich wnosi sporo do tej płyty. Już otwarcie płyty w postaci "Dogmata", który zachwyca swoją stylistyką. Jest agresywnie, szybko i bardzo dynamicznie. Kwintesencja heavy/power metalu i to tylko pokazuje w jak świetnej formie jest Todd. Szczerze to mi się ta płyta jeszcze bardziej podoba niż ostatnie dzieła Todda z Queensryche. W podobnym klimacie utrzymany jest "Pretenders", choć tutaj mamy więcej progresywności, czy toporności. Wokal Todda jest tutaj po prostu wyśmienity. Nic tylko słuchać i się jarać jego wyczynami. Echa Metal Church czy Attacker można wyłapać w dynamicznym "Hellbound and down" i znów dostajemy wysokiej klasy killer. Agresywny "Darkened Majesty" to znakomity ukłon dla Judas Priest i najlepsze jest to, że Todd dalej trzyma się swojego stylu i nikogo nie kopiuje. Fanom Queensryche na pewno przypadnie do gustu nastrojowy i progresywny "Crossroads to Insanity". Niezwykle klimatyczna kompozycja, w której przewija się sporo motywów, które upiększają ten kawałek. "Critical Cynic" niby atakuje nas mocnym riffem, choć jak dla mnie za bardzo jest przekombinowany w swojej formie. Znakomicie wypada też tytułowy "Rejoice the suffering", który oddaje styl i klimat całej płyty. Moim faworytem z miejsca stał się agresywny i rozpędzony "Vanguards of the dawn wall". Todda tutaj wokalnie po prostu wymiata i tylko udowadnia jak świetnym wokalistą jest. Całość zamyka progresywny "Apology", który również zabiera nas w rejony macierzystej kapeli Queensryche.
Zapowiedzi nie kłamały i dostaliśmy album na miarę udostępnianych kawałków. To soczysty heavy/power metal w amerykańskim wydaniu i to na naprawdę wysokim poziomie. Jedna z najlepszych płyt w tym roku i warto ją znać. Todd La torre udowadnia, że jest nie tylko świetnym wokalistą, ale i kompozytorem. Klasa światowa i oby w takich klimatach był następny krążek Queensryche.
Ocena: 9/10
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz