sobota, 13 marca 2021
SECRET SPHERE - Lifeblood (2021)
Ostatnio odnoszę wrażenie, że Włochy dostarczają nam najlepszy płyty power metalowe. Był Flames of Heaven, teraz w tym roku magic Opera, Labirynth, Vexillum i jeszcze niezniszczalny Secret Sphere. To kolejny wielki gracz na rynku progresywnego power metalu. W tym roku wydali swój nowy album zatytułowany "Lifeblood". To już 10 pozycja w ich dyskografii i to bardzo znacząca. No i jest to wielki powrót Roberto Messina. Czego trzeba więcej by nagrać kolejny wielki majstersztyk w ich bogatej dyskografii?
Cały czas się zastanawiam jak ci włosi to robią, że ich muzyka jest taka pełna magii i swobody i rozmachu. Secret Sphere to nie pierwszy przypadek w tym roku, gdzie dostajemy takiej klasy album power metalowy. To ogromna praca muzyków i to słychać. To nie tylko przecież znakomity Messina, który buduje nastrój romantyczny i nadaje całości epickości. To również utalentowany klawiszowiec Gabriele, który tworzy ten progresywny charakter. Melodie są wyszukane i pomysłowe, a wszystko zagrane jest ze smakiem. No i jest jeszcze ten niezniszczalny gitarzysta Aldo, który odpowiada za styl tej grupy i jej kierunek muzyczny. Na nowym albumie pokazuje, że jest światowej klasy gitarzystą i dźwięki jakie wygrywa to prawdziwa uczta dla wymagających fanów power metalu. Secret Sphere pokazuje światu dlaczego zalicza się ich do grona najlepszych kapel tego gatunku.
Band od razu atakuje nas przebojowym i melodyjny "Lifeblood", który w pełni oddaje to co najlepsze w tej kapeli. Kapela gra z gracją, wyczuciem i pomysłem. To coś więcej niż power metal. To prawdziwy teatr emocji. Ja to kupuję. Coś z Stratovarius można wyłapać w melodyjnym i zadziornym "The end of an Ego" i band tutaj czaruje. Roberto dysponuje niesamowitym głosem i nie od dziś wiadomo, że to klasa światowa. Lekko i romantycznie jest w nastrojowym "Life survivors", z kolei duch starego Helloween można poczuć w dynamicznym "Alive". Płyta wypakowana jest hitami i taki właśnie jest prosty i chwytliwy "Thank You". Jest też miejsce na agresje i dowodem tego jest "Solitary Fight" i to się nazywa power metalowy killer. Taki Secret sphere to ja kocham. Całość wieńczy progresywny i zbudowany "The lie we love", który oddaje to co najpiękniejsze w progresywnym power metalu. Perełka.
Lata lecą, trendy się zmieniają, a Secret Sphere wciąż jest i wciąż jest jednym z najważniejszych zespołów na włoskiej scenie metalowej. "Lifeblood" to jeden z ich najlepszych albumów, które oddaje to co najlepsze w ich muzyce i w pełni określa ich styl. Świetna konkurencja dla tegorocznego Labirynth,
Ocena: 9.5/10
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz