Wytwórnia płytowa Frontiers Records słynie z różnych projektów muzycznych. Jednym z tych najbardziej rozpoznawalnych jest bez wątpienia hard rockowy Sunstorm, Do tej pory mieliśmy 5 albumów nagranych z Joe Lynn Turnerem na wokalu i to stanowiło o potędze tego projektu. Każdy z wydawnictw Sunstorm cechowała przebojowość i lekkość, no i nie brakowało elementów Rainbow czy Pink Cream 69. W tym roku światło dzienne ujrzał 6 album grupy zatytułowany "Afterlife". Co tak naprawdę szokuje, że nie ma na pokładzie Turnera, a jego miejsce zajął Ronnie Romero.
Stylistycznie nie ma większych zmian, ale czuć brak Joe Lynn Turnera. Idealnie pasował do tego co grał Sunstorm. Ronnie to świetny wokalista i też potrafi się wpasować do hard rockowej stylistyki, co nie raz pokazał to. Jednak ostatnio za dużo go wszędzie i to też nie jest dobre. Poza Ronniem mamy na gitarze Simone Mularoni, Nik Mazzuconni na basie, Michelle Sanna na perkusji, a Alessandro Del Vecchio na klawiszach. Tak więc jest mocny skład i to w sumie przedkłada się na to, że znów dostajemy bardzo udany album hard rockowy od Sunstorm. Jednak brakuje mi tutaj Turnera, bo uwielbiam jego głos.
Piękna okładka, soczysta i dojrzała produkcja to tylko część zalet nowego Sunstorm. Album znów kryje sporą dawkę chwytliwych melodii i klimatycznego hard rocka. Taki energiczny otwieracz w postaci "Afterlife" to jeden z najlepszych utworów Sunstorm i ten mocny riff naprawdę rzuca na kolana. Oczywiście jest w tym wszystkim coś z Rainbow, co bardzo mnie cieszy. Dobrze prezentuje się lekki i rytmiczny "One step Closer", który przypomina płyty hard rockowe z lat 80. Płytę promował równie udany "Swan Song", który również czerpie z twórczości Deep Purple czy Rainbow. To naprawdę udany kawałek, który pokazuje że Sunstorm potrafi czarować. Kolejny killer na płycie to "Born again", który momentami przypomina mi "The cut runs deep" Deep Purple. Mocny riff, wciągający refren i mamy hit gotowy. Klasa sama w sobie. Dużo klasycznego hard rocka dostajemy w "I found a way", który znów opiera się na mocnym riffie i zadziornym głosie Ronniego. Na płycie nie brakuje klimatycznego grania, które ociera się o komercyjność i romantyzm. Tak jest choćby z "Darkest Night", ale przecież do tego już nas Sunstorm przyzwyczaił.
Sunstorm w nieco innym składzie, ale dalej trzyma się swojego stylu i jakości, którą wypracował na poprzednich płytach. "Afterlife" to prawdziwa uczta dla fanów klasycznego hard rocka spod znaku Deep Purple czy Rainbow. Rozrywka na wysokim poziomie.
Ocena: 8.5/10
Jak dla mnie jest to album do przesłuchania i zapomnienia. Raczej nic szczególnego nie zapadło mi w pamięć. Poza tym mam takie wrażenie, że z pierwotnym Sunstorm wspólna jest tylko nazwa. Brzmieniowo podobny jest do innych wydawnictw frontiers, czuć trochę takie deja vu.
OdpowiedzUsuńPrzy okazji tego albumu pojawiła się różnica zdań między frontiers a JLT. Całą historię można prześledzić tutaj:
https://crystal-logic.blogspot.com/2021/01/joe-lynn-turner-always-shining-through.html
Osobiście stoję za JLT